Nadszedł moment zakończenia historii o miłości, poświęceniu, żądzy władzy i zepsuciu. Danielle L. Jensen postawiła ostatnią kropkę, która zamyka opowieść o klątwie rzuconej na trolle oraz o młodej dziewczynie potrafiącej zdjąć zaklęcie złej czarownicy . Czas zanurzyć się w trzecim tomie trylogii Klątwa i pożegnać się z niesamowitymi bohaterami stworzonymi przez pisarkę.
Danielle L. Jensen nie wybrała drogi na skróty, postanowiła dokończyć każdy stworzony w swojej serii wątek i trzeba przyznać, że zrobiła to w odpowiedni sposób. Bez zbędnych dłużyzn, bez lukrowatości, bez nachalnego wpisywania się w schemat szczęśliwych zakończeń. Napisała coś, czego nikt się nie spodziewał, postawiła na słodko-gorzki finał , dzięki czemu książka trzymała w napięciu aż do ostatniej strony.
A działo się tak wiele – Cécile de Troyes zdjęła w końcu klątwę, wprawdzie nie z własnej woli,, jednak od dawna brała to rozwiązanie pod uwagę. Teraz, kiedy trolle zostały uwolnione, Roland, Anais oraz Angoulême nie zawahają się przed niczym, by zdobyć ludzkie siedziby. Tych, którzy staną im na drodze, zabiją, resztę podporządkowują sobie, każąc złożyć przysięgę lojalności. Jedyną rysą na tym idealnym planie podboju jest Tristan. Czy młodemu księciu i jego żonie uda się ocalić ludzi oraz lojalne wobec nich trolle?
Mogłoby się wydawać, że Jensen nie jest w stanie w przyzwoity sposób zamknąć tak dużej liczby wątków. Nic bardziej mylnego. Jak już pisałam wyżej, każda historia znajduje swoje zakończenie, niektórych rozwiązań czytelnik mógł się spodziewać, inne okazały się sporym zaskoczeniem. Pisarka nie bawiła się w tworzenie sielankowego finału, od początku widać, że jej trylogia nie miała być piękną, romantyczną opowieścią o sile miłości, przyjaźni i oddania. To coś o wiele mroczniejszego.
Tę historię przenika mrok, klątwa rzucona przed laty na trolle zebrała swoje plony i sprawiła, że te istoty przypłaciły życie pod ziemią zdrowiem psychicznym i fizycznym. Teraz, kiedy lata cierpienia dobiegły wreszcie końca, większość z nich jest gotowa podjąć radykalne działania, byle tylko zemścić się na rodzaju ludzkim.
Choć nie o samą chęć zemsty tutaj chodzi, w końcu nie każdy troll poszedł za Rolandem i Angoulême. Siłą napędową działań antagonistów jest chora chęć podboju, a przede wszystkim pragnienie krzywdzenia ludzi z okupowanych wiosek. Angoulême i Roland żyją po to, by zadawać innym cierpienie, nie tylko ludziom czy mieszańcom, ale nawet przedstawicielom swojego gatunku. Nić szaleństwa szczelnie oplata snutą przez Jensen historię, do tego dochodzi jeszcze mroczna strona protagonistów, w końcu wydarzenia, w jakich biorą udział, także na nich odcisnęły swoje piętno.
W tej powieści nie ma bowiem krystalicznie czystych bohaterów, którzy nie splamili swoich rąk cudzą krwią, i nie mam tutaj tylko na myśli posoki, jakiej potrzebuje Cécile, by móc rzucić potężne zaklęcie. To nie oznacza jednak, że w książce brakuje postaci, którzy zyskają sympatię czytelnika. Po prostu Waleczna czarownica pokazuje, jak pewne wydarzenia kształtują życie jednostek, jak wiele zależy od środowiska, w jakim się dorasta.
Jensen nie zapomniała ani o rozwoju postaci, ani o zachowaniu konsekwencji wyboru swoich bohaterów. W Walecznej czarownicy nie mamy do czynienia z nagłą zmianą charakterów protagonistów czy antagonistów, widać konsekwencję w ich postępowaniu, wszelkie decyzje są konsekwencją popełnionych we wcześniejszych tomach czynów. I nawet los Marca jawi się czytelnikowi bardzo przejrzyście.
Ostatni tom Klątwy okazał się godnym zakończeniem trylogii. Jensen wiedziała, jak w prosty , przejrzysty i przekonujący sposób przedstawić odbiorcom swój pomysł na finał, zrobiła wszystko, by uwiarygodnić każdą podejmowaną przez bohaterów decyzję. Spór ludzi i trolli został rozwiązany, każda postać dostała własne zakończenie, a czytelnik nie poczuł się oszukany.