Już od czasów „Incepcji”, kiedy to Christopher Nolan poruszył temat zbiorowych snów, temat ten wydał się dla mnie niezwykle fascynujący. Dlatego sięgając po „Silver” Kerstin Gier, po cichu liczyłam, że pokaże mi ona nowe oblicze tej niezbadanej dotąd sfery, ludzkiej podświadomości.
Zwabiona obietnicą odrealnionych wrażeń, po pochłonięciu książki czuję się jednak, jakby autorka zrobiła lekki unik. Tematyka snów bowiem zdaje się być wobec całej powieści tematem drugoplanowym, a fantastyczny jest niejako podkładką pod opis obyczajowych perypetii dojrzewającej nastolatki.
Tak przedstawiam wam Liv Silver. Jej losy poznajemy w momencie przeprowadzki do Londynu, do której wraz siostrą, bohaterka zostaje zmuszona za sprawą nowej pracy i partnera matki. Tak więc oprócz nowego domu, szkoły i znajomych czeka ją zaakceptowanie również nowej rodziny. Pomiędzy to, autorka raczy nas wizjonerskimi koszmarami bohaterki, na przemian z najnowszymi wieściami z bloga szkolnej plotkary. Brzmi banalnie prawda?
Ale na szczęście nie jest. Książka okazała się dla mnie prawdziwą podróżą w czasy licealne, kiedy tak naprawdę takie same problemy wydawały nam się równie istotne. Z uśmiechem na ustach czytałam jak szkolne koleżanki popadały w desperację próbując wkręcić się na jesienny bal, a główna bohaterka przeżywała swoje pierwsze zakochanie. Bardzo miłym akcentem okazały się bystre riposty i przezabawny sarkazm postaci, często rozładowujący zbyt napięte i lekko wyolbrzymione sytuacje. Humor niezwykle wzbogacił przedstawiony świat, sprawiając, że mimowolnie na twarzy pojawiał się uśmiech, a bohaterzy stawali się bliżsi i bardziej swojscy. Chociażby scena zatrzymania Liv na lotnisku, z powodu przewożenia śmierdzącego szwajcarskiego sera, który, nietrudno się domyślić dlaczego, zwrócił uwagę psów tropicieli. I ta nad wyraz dojrzała odpowiedź sugerująca, że „smakuje lepiej niż pachnie, naprawdę”. Sytuacji gdy autorka uczy nas dystansu do siebie było naprawdę wiele i to był właśnie ten element książki, przez który kartki umykały w mgnieniu oka.
Gdzie w tym wszystkim magia, sny i zaklęcia? Otóż nowi szkolni przyjaciele Liv, czterech chłopaków w których kochają się wszystkie dziewczyny, okazało się być uwikłanych w satanistyczny rytuał. Na polecenie demona muszą w określonym czasie przełamać tajemnicze pieczęcie, w przeciwnym razie czeka ich sroga zemsta. Chcąc nie chcąc, za sprawą swojego przyrodniego brata i nieodpartej ciekawości, Liv staje się częścią ich paranormalnej gry. Zaczyna z nimi śnić i wspólnie odkrywać oniryczny świat, który dziwnym sposobem mogą ze sobą dzielić. Balansują pomiędzy dwoma rzeczywistościami próbując znaleźć wyjście z tej budzącej grozę sytuacji. Uwagę na to wszystko zwraca Anabel, która, pozostając na neutralnym gruncie, wciąż jednak mobilizuje chłopaków do mrocznych działań, zupełnie jakby miała w tym swoją korzyść.
Książkę pochłonęłam bardzo szybko. Wartka akcja i nienużąca fabuła potrafiły sprawić, że zapomniałam o własnej rzeczywistości i przeniosłam się do świata autorki. Powieść zaskoczyła mnie na końcu, pozostawiając szereg niewyjaśnionych pytań. Po pierwsze, czy demon istnieje naprawdę? Jak to się stało, że bohaterka zaczęła śnić zbiorowe sny i dlaczego nastąpiło to akurat po przeprowadzce? I przede wszystkim, dlaczego tak bardzo na dokończeniu rytuału zależy Anabel? Myślę, że po tej części autorka pozostawiła nam wiele zagadek. Uchyliła rąbka tajemnicy, ale jednocześnie nie wyłożyła wszystkich kart na stół. Dlatego z niecierpliwością czekam na drugą część, mając nadzieję, że Kerstin Gier pozwoli mi odkryć kolejne obszary i prawa, wyśnionego świata.
__________________________________________________
Chcesz otrzymać „Silver. Pierwsza księga snów” od nas w prezencie? Tak się składa, że mamy jeden egzemplarz do rozdania! Szczegóły na naszym Facebooku w poście z recenzją: LINK
Za egzemplarz książki do recenzji i konkursu dziękujemy wydawnictwu Media Rodzina.