Oryks i Derkacz to technicznie postapokalipsa, ale w tej powieści ważniejsze od samego życia po zagładzie jest zrozumienie, jak w ogóle doszło do katastrofy. W związku z tym wiele miejsca poświęca się retrospekcjom; opisują one rzeczywistość podobną do naszej, lecz rządzoną przez farmaceutyczno-kosmetyczne korporacje, które przybierają formę wsobnych państw-miast. Idzie za tym dualistyczna konstrukcja świata przedstawionego: inteligencja żyje w bezpiecznych, czystych Modułach i Kompleksach, a pozostali w – nomen omen – plebsopoliach. O tych drugich wiadomo mniej, lecz mają się kojarzyć z biedotą, ograniczeniami, podrzędnością, marginesem (nawet jeśli stanowiącym większość) społecznym. W rezultacie otrzymujemy ponury setting SF. Na płaszczyźnie fabularnej to także powieść obyczajowa: historia dojrzewania, trudnych relacji z rodzicami i światem, dziwnej przyjaźni i toksycznej miłości.
Wszystko zaczyna się od przedstawienia czytelnikom Yeti – postapokaliptycznego Robinsona, jedynego człowieka „starego typu”, który przetrwał. Co? Nie wiadomo; informacje na początku są starannie reglamentowane czytelnikowi, wielu rzeczy trzeba się domyślić. Tak czy inaczej, Yeti owija się w brudne prześcieradło, nosi potłuczone okulary przeciwsłoneczne i żywi się resztkami jedzenia – sojowymi przetworami, batonami energetycznymi i tak dalej – które uda mu się znaleźć. Poza tym opiekuje się Derkaczanami – ludźmi „nowego typu”, dziecięco naiwnymi, łagodnymi, tworzącymi swoistą strukturę plemienną. Jest dla nich niczym starotestamentowy prorok dla Izraela – nie ma tu miejsca na partnerską, przyjacielską więź i dlatego Yeti mimo wszystko pozostaje samotny. I przez tę samotność ożywają wspomnienia w jego głowie. Bohater czasem wydaje się tracić zmysły – rozmawia z duchami przeszłości, jakby to rzeczywiste osoby stały obok niego; przeżywa na nowo różne wydarzenia. Wylicza słowa, które utraciły swoje znaczenie, a kiedyś były ważne. Chwyta się rozpaczliwie swojej dawnej relacji z Derkaczem, którego jednocześnie podziwia i nienawidzi, oraz obsesji na punkcie pięknej Oryks. Robi wszystko, aby powstrzymać własną osobowość przed rozpadem.
Trójkąt głównych bohaterów wydaje się typowy – przynajmniej mnie przywodzi na myśl postaci znane z Rogów Joego Hilla i paru innych utworów. Yeti (dawniej Jimmy) okazuje się poharatanym przez życie facetem: zakompleksionym, uzależnionym od pornografii, niedorastającym do cudzych oczekiwań, outsiderem. Jego przyjaciel, Derkacz, to chłodny i zdystansowany wobec społeczeństwa geniusz – dobrze maskujący się typ socjopaty czy nawet psychopaty. Śliczna Oryks, o której odbiorca najwięcej informacji uzyskuje w sposób pośredni, na pewnym etapie staje się kochanką ich obydwu i wpisuje się w literacki motyw świętej ladacznicy.
Yeti/Jimmy zasługuje na szczególną uwagę czytelnika już z tak prozaicznego powodu, jak fakt, że jest głównym bohaterem powieści i to z jego perspektywy toczy się narracja. Ale to nie wszystko; wydaje się, że autorka uczyniła z niego także swoje porte-parole. Jimmy reprezentuje bowiem „niedzisiejszą” humanistykę. Wielokrotnie podkreśla się, że nie jest „człowiekiem liczb”, a „człowiekiem słów” – i naprawdę je lubił, tworzył całe listy wyrazów dziwnych, brzmiących śmiesznie lub mądrze, zapomnianych, nietypowych i „żywił do tych słów dziwną czułość”. W przeciwieństwie do Derkacza nie dostał się na prestiżowe studia naukowe; zamiast tego poszedł do humanistycznej szkoły imienia Marthy Graham, gdzie sama placówka okazała się zaniedbana i zdezorganizowana, a jej studenci – pozbawieni perspektyw na rynku pracy (Jimmy po zakończeniu edukacji zostaje – uwaga – copywriterem). Derkacz natomiast trafia do istnej wylęgarni geniuszu, nowoczesnego, sterylnego kompleksu Watsona-Cricka, gdzie studiuje sama elita fizyków, matematyków i bioinżynierów. (Zwróćcie uwagę na subtelną szpilę wbijaną przez autorkę: uczelnia humanistyczna to kobieta, a ścisła – mężczyzna). Nawarstwiające się opozycje rzutują bezpośrednio na przyjaźń Jimmy’ego i Derkacza, czynią ich relację bardziej dynamiczną i interesującą. Co ciekawe, to właśnie nauka zniszczy dotychczasowy świat; humanistyka natomiast przetrwa w osobie głównego bohatera, który w nowej rzeczywistości okaże się – jak już wspomniałam – prorokiem, gawędziarzem i mitotwórcą; człowiekiem wykorzystującym sprawczą moc słowa, logosu.
Oryks i Derkacz to przemyślana i bogata w znaczenia powieść. Trudno w krótkiej recenzji zliczyć wszystkie motywy i wątki, jakie wprowadziła autorka. To refleksja nad granicami ludzkiej ingerencji w otaczający świat i perspektywą samozagłady; to powieść o trudnym dojrzewaniu; to historia skomplikowanych i często toksycznych relacji między postaciami; to po trosze tęsknota za utraconą niewinnością i powrotem do czasów, kiedy bogowie byli dla ludzi realni; to ścieranie się ze sobą sztucznych antagonizmów. Nie wszystkie sprawy doczekują się definitywnego wyjaśnienia. Na niektóre pytania nie ma oczywistych odpowiedzi albo jest ich wiele, każda równie dobra.
Czy muszę jeszcze dodawać sakramentalne: „szczerze polecam”?