Zadanie stojące przed autorem nie należało do najprostszych. W przeciwieństwie do innych mitologii popularnych w kręgu kultury europejskiej, dla nordyckiej źródła są niezwykle ubogie. Istnieją praktycznie tylko dwa poważne zabytki piśmiennicze i to na nich oparł się Gaiman, Eddzie prozaicznej i Eddzie poetyckiej, które przenikają się na kartach jego książki. Czy zatem autorowi udało się dobrze przedstawić tę niezwykle ciekawą i barwną mitologię? Niestety odpowiedź na to pytanie nie jest tak prosta, jak się na początku zdawało.
Właściwa część książki zaczyna się od przedstawienia postaci, które będą głównymi bohaterami większości opowieści, z którymi się zapoznamy. I już w tym miejscu mam pierwszą uwagę. Gaiman zapoznaje nas tylko z trzema najważniejszymi postaciami: Thorem, Odynem oraz Lokim. A przecież bogów jest znacznie więcej i wiadomo o nich dość dużo. Chociażby Freja – bogini płodności, czy Frigg – opiekunka domowego ogniska. Autor niby wyjaśnia swoją decyzję i dość logicznie ją argumentuje, jednakże takie podejście pozostawia pewien niedosyt względem informacji o innych mieszkańcach Asgardu i Vanaheimu, dla których pozostaje jedynie glosariousz na końcu książki.
Po przedstawieniu postaci następuje właściwa część utworu. Składa się na nią piętnaście chronologicznie ułożonych historii. Zaczyna się oczywiście od powstania świata i opisania go według wierzeń ludów skandynawskich. Poprzez kolejne opowieści zapoznajemy się z rzeszą innych postaci, pochodzących z dwóch boskich domen: Asgardu i Vanaheimu, a także ich odwiecznych przeciwników – ognistych olbrzymów z Muspellu oraz ich lodowych braci z Jotunheimu.
Jednakże opowieści o wyczynach bogów oraz przygodach, które się im przydarzyły, są najciekawsze i tak naprawdę stanowią właściwą część książki. Mamy zatem przypowieść o wyprawie Thora do Utgardu, gdzie podobno żyli najpotężniejsi olbrzymi. Albo historię o tym, jak to Loki sam nawarzył sobie piwa, goląc głowę pięknej Sif, żonie Thora, i jak potem musiał to odkręcać. Czy też niepozorną opowieść o tym, jak jeden olbrzym zapowiedział, że zbuduje najpotężniejsze mury dla Asgardu i co z tego wynikło. Lecz wszystko to nieubłaganie dąży ku Ragnarokowi – końcowi świata i zmierzchowi czasu bogów.
Gaiman dokonał kompleksowego przeglądu historii. Opowieści uzupełniają się i razem tworzą spójną całość, która daje nam, mimo niewielkiej ilości materiału źródłowego, dość dobry pogląd w wierzenia Skandynawów oraz zwyczaje, którym hołdowali. Niech przykładem będzie prawo gościny, nakazujące ugościć nawet największego wroga, jeśli stawił się on jako podróżny u naszych drzwi.
Jak natomiast ma się kwestia językowa? Autor najwyraźniej postanowił trzymać się konwencji poetyckiej jako tej, która przystaje do sag o bogach. Dlatego momentami można odnieść wrażenie pompatyczności. Nie zmienia to jednak faktu, że książkę czyta się szybko i zastosowanie tego stylu zdecydowanie pasuje do przedstawionej treści.
Na koniec pozostaje kwestia tłumaczenia. Mam do niego drobne zastrzeżenie, w szczególności jako osoba, która od dawna interesowała się fantastyką. Otóż w polskim tłumaczeniu mieszkańcy Swartalfheimu, svartelfy, czyli dwarfy, zostali przetłumaczeni zgodnie z językiem polskim jako karły. Niby nic, ale gdy wychowało się na opowieściach o krasnoludach, którzy są mistrzami w kowalstwie lub złotnictwie, zgrzyta niestety czytanie o karłach. Można odnieść wrażenie, że tłumacz pracował w oparciu tylko o tekst źródłowy i nie wziął pod uwagę kontekstu popkulturowego.
Pora zatem na podsumowanie i ostateczna ocenę. Mitologia nordycka Gaimana to niewątpliwie książka warta uwagi i poświęcenia kilku wieczorów na zapoznanie się z nią. Jednakże czytelnik musi zdawać sobie sprawę, że jest to powieść, a nie praca naukowa sensu stricto, która ma równać się z dziełem Parandowskiego. Nie należy oczekiwać po niej, że przedstawi wszystkie informacje na dany temat. Dla pełnego poznania mitologii nordyckiej czytelnik powinien sięgnąć po opracowania naukowe, jednakże znając życie, mogą one być problematyczne w zrozumieniu bądź najzwyczajniej w świecie nudne. Ale to już temat na zupełnie inną przypowieść.
Do zobaczenia w Walhalli, przy stole Wszechojca Odyna!