Jest jedno zdanie, które powinno się zamieszczać na początku każdej powieści, każdego opowiadania, filmu, komiksu – każdego czegokolwiek o wampirach. Bez krwi nie ma wampira1. Wiecie dlaczego? Żeby autorzy i odbiorcy jednakowo pamiętali o prostej prawdzie: wampir to nie przytulanka.
Wampir to bestia, a w najlepszym wypadku – pasożyt. Doskonale odzwierciedlają to opowieści ludowe i utwory, które bezpośrednio na nich bazowały. W końcu tytułowy Dracula Brama Stokera był nie tyle przystojnym, nieco obrażonym na Boga dżentelmenem2, co uosobieniem zwierzęcości, barbarzyństwa, zagrożenia, jakie dla wiktoriańskiej Anglii stanowili „obcy”. Ale nawet autorzy sięgający po obraz wampira-arystokraty niejednokrotnie podkreślali: to tylko wilk w owczej skórze! Tym groźniejszy, że na pierwszy rzut oka nie sposób rozpoznać w nim niebezpieczeństwa.
Więc zamiast gadać o krzywdzie, jaką popkultura wyrządziła legendarnym krwiopijcom, i zżymać się na sparklących przystojniaków – zapraszam na ciut sentymentalne wspominki o co lepszych wcieleniach tych przeklętych na wieki nieumarłych, od XIX wieku począwszy, na współczesności skończywszy.
Uwaga! Skład: 100% subiektywizmu. Produkt może zawierać śladowe ilości spoilerów.
1797-18003
Samuel Taylor Coleridge, Christabel
Poemat, odnoszę wrażenie, słabiej znany polskim czytelnikom, bo też chyba nigdy na polszczyznę nie przełożony. W typowo gotyckich okolicznościach – ciemna noc, jasny księżyc, mroczny zamek, pohukiwanie sów i wycie psa – młodziutka Christabel wychodzi na zewnątrz, aby pomodlić się za swojego ukochanego. Pod dębem nieoczekiwanie znajduje piękną Geraldine, rzekomo porwaną, a teraz porzuconą przez rozbójników. Wiedziona miłosierdziem, Christabel zaprasza nieznajomą do zamku swego ojca, by tam spędziła noc i wydobrzała.
Jak łatwo się domyślić, Geraldine nie jest tym, za kogo się podaje. Więc kim? Trudno jednoznacznie stwierdzić, ponieważ Coleridge nigdy poematu nie dokończył. Przynajmniej część cech wskazuje na wampiryczne pochodzenie postaci: obawa przed przekroczeniem fosy; fakt, że nie może wejść do zamku niezaproszona; agresja psów, warczących na jej widok; niechęć do modlitwy. A przede wszystkim to, że po wspólnie spędzonej nocy Christabel czuje się słabo i jest blada, Geraldine zaś przeciwnie, promienieje.
Niedokończony poemat wydaje się tym godniejszy uwagi, że Geraldine miała wpływ na kształtowanie się toposu wampirzycy-kusicielki, a Sheridan Le Fanu najwyraźniej wzorował się na dziele Coleridge’a, pisząc swoją Carmillę.
1819
John William Polidori, Wampir
Polidori to ciekawa sylwetka epoki romantycznej – zawodowo lekarz, prywatnie natomiast przyjaciel niejakiego George’a Gordona Byrona. Znajomość ta z pewnością wywarła duży wpływ na ukształtowanie postaci lorda Ruthwena – po trosze bohatera bajronicznego, wielkiego indywidualisty, zawieszającego moralność i pozbawionego skrupułów. Ten obdarzony niezwykłym magnetyzmem wampir-uwodziciel stanowił wyraźnie odejście od ludowego, słowiańskiego wampira-potwora. Lord Ruthwen znakomicie uosabia pewną szczególną cechę legendarnych krwiopijców – uwielbiają one żerować na niewinności, deprawować ludzi z natury skromnych i dobrych. Co ciekawe, wampir u Polidoriego co prawda syci się przede wszystkim krwią młodych kobiet – ale psychicznie znęca się na mężczyznach, których wyniszcza i doprowadza do obłędu.
1835
Edgar Allan Poe, Berenice
Amerykański twórca melancholijnej, mocno psychologicznej grozy nie stronił w swych dziełach od wątków wampirycznych. Za przykład służyć może tutaj Berenice, gdzie poddany monomanii narrator pierwszoosobowy opowiada o swojej krewnej: o jej pięknie, niespodziewanej chorobie, kataleptycznych stanach podobnych do śmierci. A przede wszystkim o zębach – bowiem kobieta, odarta ze zdrowia i urody, zachowała nieskazitelne, a w swej nieskazitelności przerażające uzębienie.
Inne utwory Poego, w których przewijają się wątki wampiryczne, to na przykład Ligeja i Morella. (Zwróciliście uwagę, że zawsze chodzi o kobiety?)
1872
Joseph Sheridan Le Fanu, Carmilla
A to już historia, że tak powiem, pełnokrwistej wampirycznej kusicielki. Pod postacią niewinnego dziewczęcia, wiedziona dziwną obsesją, wampirzyca zaprzyjaźnia się ze swoimi ofiarami, szuka ich miłości i ciepła – by niszczyć je powoli i jak najdłużej rozkoszować się wysysaniem z nich życia. W tym samym czasie zaspokaja głód innymi „szybkimi przekąskami” – stąd gdy główna bohaterka stopniowo podupada na zdrowiu, wśród okolicznych mieszkańców mnożą się zgony.
I chociaż nic nie wskazuje na to, aby Carmilli szkodziło światło słoneczne, musi ona przestrzegać pewnych wampirycznych „praw” – sypiać choć parę godzin w grobowcu, pić krew i kąpać się w niej. Nie znosi też obrzędów religijnych. I, co ciekawe, okazuje się niewolniczo przywiązana do swojego imienia, ponieważ w kolejnych wcieleniach używa jego anagramów: Mircalla i Millarca. Motyw ten pojawia się w wielu późniejszych dziełach dotyczących wampirów, gdzie syn Draculi nosi imię Alucard4.
1897
Bram Stoker, Dracula
I oto dotarliśmy do klasyka klasyków. Chociaż opowieści o wampirach są tak stare jak ludzkość, to często właśnie Draculę przedstawia się jako ojca literackich krwiopijców. Jest to też bodaj najczęściej adaptowana historia z tego gatunku.
Dracula według wizji Brama Stokera to synonim Najwyższego Zła. Choć teoretycznie przedstawia się jako arystokrata, posiada wiele cech zwierzęcych i barbarzyńskich (ma na przykład owłosione dłonie, chodzi po ścianach niczym jaszczurka itd.). Żywi się krwią – stanowi więc realne zagrożenie fizyczne, może uśmiercić ciało. W dodatku wampiry wyzwalają w ludziach niepohamowane pożądanie seksualne i wyuzdanie (spójrzcie na transformację Lucy, która zanim poznała Draculę, była ideałem wiktoriańskiej kobiety, inne postaci nazywały ją wręcz aniołem) – a to oznacza, że zagrażają także duszy. Kryje się w tym wszystkim wyraz wiktoriańskich lęków – przed upadkiem moralności, upadkiem Imperium oraz zwyczajna ksenofobia.
Jak już wspomniałam, książka doczekała się mnóstwa adaptacji, a także wielu interpretacji, analiz i omówień. Bardzo trudno wyobrazić sobie dzisiaj jakąkolwiek historię o wampirach, która nie nawiązywałaby do powieści Stokera – w tak dużym stopniu brytyjskiemu autorowi udało się ukształtować nasze postrzeganie i wyobrażenia na temat tych legendarnych krwiopijców.
1954
Richard Matheson, Jestem legendą
Wyobraźcie sobie odwrócenie typowej sytuacji: nie pojedynczy wampir czy nawet kilka, które usiłują wtopić się w ludzkie społeczeństwo, wmieszać w tłum potencjalnych ofiar – lecz jeden człowiek kontra całe miasto zarażonych wampiryzmem potworów. Protagonista powieści, Robert Neville, dnie poświęca na zabezpieczanie domu, szabrowanie zapasów, naprawę sprzętu czy struganie kołków. Nocą zaś – stara się zasnąć, mimo wycia oblegających jego ogródek drapieżnych krwiopijców.
W Jestem legendą wampiry nie mają w sobie nic z arystokratycznej finezji – bardziej przypominają rzesze bezmyślnych, wygłodniałych zombie5. Nie są nawet szczególnie silne (jeśli wziąć pod uwagę, że bohater radzi sobie z nimi kopniakami), cierpią natomiast na wszystkie ułomności, jakie przypisują im legendy: nie znoszą czosnku, boją się luster, unikają słońca, przebite kołkiem prosto w serce – nieruchomieją. Nie planują ani nie współpracują, raczej poddają się zwierzęcej agresji, a jeśli już się odzywają, to najczęściej po to, aby prowokować Roberta, a nie na przykład dysputować nad sensem wiecznej egzystencji.
Wydawnictwo MAG zapowiedziało wznowienie powieści Mathesona jako jeden z tomów serii Artefakty. To oznacza, że czytelnicy będą mogli ponownie przeżyć przygody Roberta Neville’a, tym razem ciesząc oczy okładką autorstwa Dark Crayon.
1975
Stephen King, Miasteczko Salem
Nigdy nie zostałam fanką Stephena Kinga, chociaż, słowo daję, próbowałam niezliczoną ilość razy. I po tych wszystkich latach, kiedy już pogodziłam się z myślą, że książki amerykańskiego pisarza nigdy do mnie nie trafią… Cóż, ja trafiłam na Miasteczko Salem.
Ta powieść to przede wszystkim kawał solidnej, rzemieślniczej roboty6. Dobrze łączy klimaty małego amerykańskiego miasteczka z wampiryzmem rodem z legend. Mamy zatem w miarę zamkniętą społeczność, gdzie każdy obcy z miejsca trafia na języki i jest podejrzany o wszelkie zło. Mamy tajemniczy dom na wzgórzu, w którym lata temu działy się straszne rzeczy i na którym najprawdopodobniej ciąży klątwa. Mamy wreszcie same wampiry, a te… Cóż, nie chcę za dużo zdradzać, powiem więc tylko, że zachowują się zupełnie po bożemu (sic!), co oznacza, że wyglądają podejrzanie zdrowo w chwili śmierci, ssą krew i całkiem prawidłowo reagują na krzyże czy drewniane kołki. W Miasteczku Salem wampiryzm przypomina epidemię instant; szybkość, z jaką wyniszcza społeczność, rośnie niczym lawina – zaczyna się od jednego osobnika, a kończy… Sami rozumiecie.
1981
Whitley Strieber, The Hunger
Three Dog Night nagrało kiedyś piosenkę One Is the Loneliest Number. Podobnie rzecz ma się z Miriam, wielowiekową wampirzycą – to prawdopodobnie najsamotniejsza istota na świecie. Tworzy towarzyszy, owszem, ale wiedząc z góry, że prędzej czy później są oni skazani na zagładę, na los gorszy od śmierci. Utrzymuje się przy życiu i wiecznej młodości dzięki dwóm rzeczom: piciu krwi oraz Snowi. Z łatwością manipuluje śmiertelnikami, których niewoli zarówno psychologicznie (pamiętacie, co pisałam o wampirycznym magnetyzmie?), jak i seksualnie. Czerpie bezpośrednio z bogatej tradycji wampirycznych kusicielek; czytelnik bez trudu dopatrzy się w niej inspiracji chociażby postacią Carmilli.
Książka Striebera mówi o samotności, a także o egoizmie i zaspokajaniu własnych potrzeb kosztem innych ludzi. A przede wszystkim – o cienkiej granicy między miłością a pożądaniem.
Na podstawie książki nakręcono film Zagadka nieśmiertelności z Katherine Deneuve i Davidem Bowie w rolach głównych. Odniósł on swego czasu spory sukces, mimo to powieść Striebera do dziś nie doczekała się tłumaczenia na polski.
2004
John Ajvide Lindqvist, Wpuść mnie
Niełatwo być wampirem w Szwecji lat 80., nawet jeśli znajdą się śmiertelnicy chętni służyć za pomocników. To brudna robota – wyszukiwanie po nocach ofiary, upuszczanie krwi, pozbywanie się zwłok. Tak trudno o zbrodnię doskonałą, zawsze zostają ślady, napatoczy się mimowolny świadek. I sąsiedzi podejrzliwie szepczą o nowych lokatorach na osiedlu, którzy prowadzą nocne życie, szczelnie zasłaniają okna, a czasem głośno się awanturują.
Lindqvistowi udało się stworzyć w powieści świetny nastrój. Późna skandynawska jesień, mniej popularne dzielnice Sztokholmu, noce znacząco dłuższe od dni, coraz silniej ściskający mróz – to wymarzona sceneria dla współczesnej opowieści o wampirach. Do tego dochodzi brutalizacja świata przedstawionego: szkoła jest piekłem, gdzie silniejsi znęcają się nad słabszymi; seryjni mordercy stanowią niemalże chleb powszedni zepsutego społeczeństwa; alkohol okazuje się najlepszym substytutem szczęśliwego życia.
W przeciwieństwie na przykład do Miasteczka Salem, wampiryzm u Lindqvista nie jest doświadczeniem zbiorowym, nieuniknionym losem całej społeczności; to raczej metafora samotności, wyobcowania. Dlatego tak ważne w tej książce są relacje, w jakie Eli wchodzi z ludźmi – z jednej strony toksyczne, z drugiej pełne zaangażowania.
2006
Peter Watts, Ślepowidzenie
Chociaż głównym tematem książki nie jest wampiryzm, to jednak znalazł w niej niezwykle interesujące ujęcie. Okazuje się bowiem, że wampiry to nie nadnaturalne istoty przeklęte przez Boga, nie nieumarli, którzy nie doczekali się godnego pochówku, ani nawet nie efekt działania dziwnego wirusa czy produkt nieudanego eksperymentu. Peter Watts uznał ich raczej za boczną gałąź w rozwoju człowiekowatych, ślepy zaułek ewolucji, słowem: idealnego nocnego drapieżnika. Niestety, gatunek ten wyginął, bo natura nie przewidziała cywilizacji.
Mówiąc jaśniej, piętą achillesową Wattsowych wampirów okazała się tak zwana skaza krzyżowa – lęk przed kątami prostymi. Cecha ta ze względów ewolucyjnych nie miała większego znaczenia, ponieważ kąty proste w naturze nie występują. Problem pojawił się, gdy homo sapiens się ucywilizował…
Na tym jednak nie koniec. Zwróciliście zapewne uwagę na wzmiankę o tym, że wampiry wyginęły. Ale ludzie jak to ludzie – uwielbiają majstrować przy rozmaitych DNA, w wizji Wattsa udało im się więc krwiopijców wskrzesić, a nawet – wynaleźć lekarstwo łagodzące objawy skazy krzyżowej. Od tej pory używają ich wszędzie tam, gdzie niezbędne są niezwykłe zdolności analityczne i inne cechy naturalnie spotykane u drapieżców.
W 2014 roku zaś ukazał się sequel powieści Wattsa, zatytułowany Echopraksja.
***
Jak widać, przez lata wampiry nie przestały czytelników kusić, straszyć, a nawet – paradoksalnie – uczyć ważnych prawd na temat człowieczeństwa. Przybierały różne wcielenia: zbiorowego antagonisty, femme fatale czy mrocznego arystokraty. Towarzyszyły ludzkości od zarania dziejów i mimo nastania bardziej „oświeconych” czasów wcale nie chcą jej opuścić; wkradają się nawet do literatury SF, choć zdawałoby się, że nie ma tam dla nich miejsca.
A jakie są wasze ulubione powieści o legendarnych krwiopijcach?
________________________________________
1M. Janion, Wampir. Biografia symboliczna, Gdańsk 2008.
2Pozdrawiam fanów Gary’ego Oldmana!
3Wiem, trochę oszukuję, bo podana data to sama końcówka XVIII wieku. Ale przymknijmy na to oko, dobrze?
4Reguła ta zresztą zdaje się rozszerzać na wszelkie demoniczne postaci, które nie mają zbyt wiele wyobraźni, kiedy trzeba przybrać fałszywą tożsamość; stąd w wielu dziełach Lucyfer będzie się skrywał pod takimi pseudonimami jak Louis Cypher, Lucy Morningstar etc.
5Do tego stopnia, że filmowa adaptacja zdaje się mówić właśnie o zombie, a nie o wampirach.
6Pewnie nie bez powodu Stephen King właśnie tak siebie określa – rzemieślnikiem.