Beholder jest właśnie taką perełką. Pierwsze, co rzuca się w oczy, to grafika. Oczywiste? Może i tak. W tym przypadku należy jednak zwrócić na nią szczególną uwagę. Nie jest bardzo skomplikowana i daleko jej do artyzmu prezentowanego w grach AAA, ale perfekcyjnie oddaje klimat rozgrywki. A to klucz dla tego tytułu.
Krótkie wprowadzenie przedstawia nam zarys fabuły. Wcielamy się w Karla, który przyjął posadę nadzorcy kamienicy, i właśnie zmierza z rodziną do nowego budynku. Skrajnie komunistyczne realia są wpychane w mózg odbiorcy wraz z opadającą pałką milicjanta już na początku gry. Potem jest tylko lepiej.
Gra opiera się na mechanizmie typu point and click. Wyznaczamy zadanie naszemu Karlowi, na przykład “podejdź tutaj”, i czekamy na jego realizację lub zmieniamy zdanie i klikamy gdzieś indziej, by bohater zajął się czymś innym. Mechanika jest bardzo prosta. Ilość opcji, jaką oferuje rozgrywka, za to potrafi przytłoczyć.
Jako nadzorca, Karl ma za zadanie obserwować wszystkich mieszkańców oraz dbać o ich zadowolenie. Gdy nie ma lokatorów, myszkujemy po mieszkaniach i instalujemy kamery. Gdy są, obserwujemy i raportujemy. Karl ma dużą władzę nad losem tych ludzi. Wystarczy wystosować konkretny raport, by dokonać brutalnej eksmisji. A dowody? Zawsze można coś znaleźć. Albo zadbać o to, by zostało znalezione.
Beholder to dynamiczna gra pełna wyborów. Potrafi niejednoktornie zaskoczyć i przerzucić umysł na drugą stronę. Decyzje, które gracz musi podjąć, są często prezentowane pośrednio. Sam fakt, że użytkownik zajmie się czymś czy nie, już będzie jakąś decyzją, a ta może mieć wpływ na dalszy przebieg rozgrywki.
Grę zaliczyłbym do kategori wyzywających. To nie jest tytuł, do którego siadamy, by się odprężyć. Podjęte akcje są w jakiś sposób oparte na naszej wewnętrznej moralności. Osobiście niejednokrotnie złapałem się na analizowaniu moich własnych wartości przed dokonaniem jakiegoś wyboru.
Każda postać zaprezentowana tutaj ma swoją historię i charakter. Możemy się o niej dowiedzieć naprawdę dużo. Już z samej rozmowy Karl potrafi wyłowić czasem kluczowe informacje.
Ta gra jednak gra nie opiera się na dialogach. Tych opcji jest niewiele, a często po wykorzystaniu wszystkich możliwości nie porozmawiamy już z daną postacią. To chyba jedyny element, którego może zabraknąć.
Duży nacisk jest wywierany na kamery. Dodatkowe “oczy” są kluczowe dla rozgrywki. Nie ma co ukrywać, bez tajnych informacji można błądzić niczym ślepy we mgle.
Twórcy popełnili kilka błędów. Postaci czasem zacinają się w drzwiach, zaś Karl może bezkarnie wybiegać z mieszkania na oczach wchodzącego doń lokatora. Jednak te drobne niedociągnięcia nie psują rozgrywki i bez wahania przymknąłem na nie oko… Każde.
Gdy po raz pierwszy usiądziesz do Beholdera i wczujesz się w Karla Steina, wsłuchasz się w rytm deszczu spadającego na dachówki i zapatrzysz w ten szary świat, poczujesz to, na co pracowali twórcy gry.