Recenzja – wyjątkowo – zawiera spoilery.
W Wilkach czytelnik otrzymuje dwie historie: należące do głównego story arc zeszyty zgrupowane pod wspólnym tytułem Żyli długo i szczęśliwie (zgadnijcie kto) oraz krótką opowieść o przygodach Kopciuszka Wielcy i mali. Prócz tego pod koniec tomu zamieszczono jako bonus mapy baśniowych terenów w świecie docześniaków oraz nowojorskiego Baśniogrodu (rysowane przez samego Billa Willinghama). Cieszę się zwłaszcza z tej drugiej, gdyż brakowało mi jej już od dłuższego czasu; teraz nareszcie mogę sobie uporządkować, jakie budynki wchodzą w skład magicznej enklawy i jak są rozmieszczone.
Tom otwierają przygody Mowgliego – jak zapewne pamiętacie, wyruszył on na poszukiwania Bigby’ego Wilka, ponieważ w zamian Książę Uroczy obiecał podpisać ułaskawienie dla Bagheery. Trop doprowadził dziecię dżungli aż na Czukotkę, lecz tam się urwał. Tymczasem Śnieżka postanowiła nauczyć wreszcie dzieci nieco samodyscypliny. Chce, aby maluchy zaczęły kontrolować przemianę w wilki czy latanie – po to, aby kiedyś bezpiecznie opuścić farmę i żyć wśród docześniaków.
Wilki nie są tomem, który szczególnie trzymałby czytelnika w napięciu – powiedziałabym wręcz, że pod względem akcji momentami jest… mdło. Dzieje się to, co w końcu musiało się stać: Mowgli odnajduje Bigby’ego i nakłania go do powrotu do Baśniogrodu, oferując mu nadzieję na szczęśliwe życie ze Śnieżką. W zamian Zły Wilk zgadza się przeprowadzić brawurą akcję odwetową na terenie wroga – i to prawdopodobnie najciekawszy fragment komiksu, jeśli oceniać konstrukcję fabularną i umiejętność zaskoczenia odbiorcy, choć też budzący poważne wątpliwości logiczne. Bo skoro Baśniowcy znajdują się w posiadaniu butelki z dżinem, dlaczego mieliby ryzykować życie swojego agenta, zamiast pozbyć się Adwersarza raz na zawsze? Ale to chyba typowy problem, gdy wprowadza się zbyt silne przedmioty/postaci do utworu, a nie chce się, aby rozwiązały całą fabułę za bohaterów.
Wiadomo jednak nie od dziś, że Baśnie znacznie lepiej radzą sobie z kreowaniem postaci i relacji między nimi – i tu można poczynić wiele ciekawych obserwacji. Na przykład Bigby pokazuje zdecydowanie nieszlachetne oblicze, bezwzględnie wykorzystując uczucia młodej docześniaczki we własnych, egoistycznych celach. Choć rzekomo nielubiany i wręcz otaczany powszechną bojaźnią, eksszeryf doczekuje się ciepłego przyjęcia w Baśniogrodzie (zwłaszcza ze strony Muchy, którego uwielbiam za tę szczerą spontaniczność). Śnieżka z kolei pozytywnie zaskakuje brakiem resentymentu i egoizmu: okazuje się, że przez ostatnie lata pokazywała dzieciom zdjęcia ich ojca, pomagała im pisać do niego listy, a nawet odpisywała w jego imieniu. Słowem – nigdy Bigby’ego tak naprawdę nie skreśliła i chciała, aby pozostał ważną, bliską osobą dla maluchów. Pojednanie tej pary ma wymiar słodko-gorzki, ale słodycz ostatecznie przeważa. Staje się to powodem do święta dla wszystkich postaci. To z jednej strony wzruszające, z drugiej zaś pokazuje, że po tym, co przeszła cała społeczność, Baśniowcy zwyczajnie potrzebowali jakiegokolwiek pretekstu do wspólnej radości i zabawy.
Można więc powiedzieć, że w historii Złego Wilka i Królewny Śnieżki zamknął się pewien rozdział – lecz nie oznacza to finału wspólnych perypetii. Podoba mi się odejście od schematu fabularnego, w którym ślub równa się zakończeniu – jakby potem już nic ciekawego w życiu się nie działo, nie pojawiały się kolejne wyzwania. W komiksie Billa Willinghama wyraźnie widać, że małżeństwo to z jednej strony zwieńczenie pewnej drogi (i poniekąd nagroda za poniesione trudy), a z drugiej dopiero początek nowej przygody.
Wielcy i mali, wspomniana wcześniej historia poboczna o Kopciuszku, opowiadają, w jaki sposób doszło do zawiązania porozumienia między Baśniogrodem a Królestwami w Chmurach. To lekki, przygodowy story arc, z którego czytelnik dowie się, że główna bohaterka nienawidzi polityki; znacznie lepiej czuje się w brawurowych akcjach wymagających sprytu i wysportowania. Lubię Kopciuszka z Baśni – podoba mi się, że jest kompetentnym szpiegiem i często podejmuje się naprawdę trudnych czy dwuznacznych misji, co dobrze pokazano swego czasu w Kopciuszku zbereźnicy. Tym bardziej uważam, że można było sobie odpuścić końcowy, nie aż tak śmieszny ani oryginalny żart traktujący ją jak obiekt seksualny, ale widocznie twórcy nie zawsze potrafią się powstrzymać.
Ósmy tom Baśni odbieram przede wszystkim jako spełnienie fabularnej obietnicy, którą autor złożył na samym początku serii – i wierzę, że dla fanów okazało się ono zupełnie satysfakcjonujące. Trochę niepokoją mnie nawarstwiające się luki fabularne (na przykład wspomniana wyżej kwestia dżina), jednak wciąż nie przyćmiewają mi dobrej zabawy przy lekturze. Poza tym komiks jak zwykle zachwyca graficznie, utrzymując zarówno wysoki poziom rysunków, jak i spójną estetykę. Jest wreszcie jeszcze jeden powód, dla którego warto sięgnąć po Wilki – to prawdopodobnie jedyna okazja, aby zobaczyć Bigby’ego starannie ogolonego.