Chociaż tegoroczna edycja Zjavy1, która odbyła się w dniach 17-19 lutego, była już ósmą z kolei, ja odwiedziłam ten konwent dopiero po raz pierwszy. Do przyjazdu do stolicy zachęciły mnie pozytywne opinie znajomych, tematyka wydarzenia – impreza jest poświęcona grom „bez prądu”, to znaczy wszelkim planszówkom, larpom, RPG-om i karciankom – a przede wszystkim: pogłoska o rozbudowanym bloku gier fabularnych. Trzecia przyczyna wydaje mi się ważna, ponieważ odnoszę wrażenie, że ostatnimi laty co większe fanowskie imprezy ograniczyły konwentowe granie w RPG-i lub całkowicie z niego zrezygnowały2. Tymczasem to świetny sposób, aby rozwijać swoje hobby: wyjść z zamkniętego grona stałych współgraczy, poznać nowe systemy, inne style prowadzenia i grania – słowem, poszerzyć własne doświadczenia i nabrać perspektywy. Nie muszę też chyba tłumaczyć, że to wyjątkowa okazja dla osób, które na co dzień mają problem z zebraniem drużyny do grania.
Ale do rzeczy! Jeszcze przed konwentem ruszyły internetowe zapisy na atrakcje – osobno na sesje RPG, a osobno na larpy, gwarantujące pierwszeństwo udziału w konkretnych grach na miejscu. Już wtedy uczestnicy mogli wybierać spośród około czterdziestu sesji i kilkunastu larpów. Nieźle, prawda? Zapisy przez internet to bardzo wygodne rozwiązanie, chociaż brakowało – wzorem na przykład krakowskiego Lajkonika – szybkiej informacji zwrotnej, czy udało mi się dostać na grę, czy też znajduję się na liście rezerwowej, a jeśli tak, to na którym miejscu… Choć gwoli ścisłości dodam, że dzień przed konwentem otrzymałam maila z całą tabelką RPG-ową, ze wszystkimi sesjami i wszystkimi uczestnikami, lecz to z kolei stanowiło naddatek informacji. Podejrzewam, że zapisy na larpy wyglądały podobnie. Jeśli kogoś natomiast nie interesował ani udział w larpach, ani w sesjach RPG, miał jeszcze do wyboru pokazy gier, turniej walki bezpieczną bronią, prelekcje, konkursy i – a jakże – przesiedzenie całego konwentu w games roomie.
RPG-owa oferta była nie tylko obszerna, ale też różnorodna. Na graczy czekali mistrzowie gotowi poprowadzić przygody w takich settingach, jak Cyberpunk 2020, Wolsung, Dwory Końca Świata, Tunnels&Trolls, Władcy Losu, Metamorphosis Alpha, Świat Mroku, Eternal Steel i wiele innych. Niejako osobny (pod)blok stanowiły jednostrzały w I Am Zombie, najnowszą grę autorstwa Marka Reina-Hagena3. W ramach promowania tej ostatniej odbywały się na Zjavie telekonferencje z udziałem autora oraz reszty ekipy Make Believe Games, a także tematyczne zombioprelekcje. Cóż więcej mogę napisać? Granie było jak za „dawnych dobrych czasów”, do późnych godzin nocnych, żeby nie powiedzieć: wczesnorannych.
To także na tegorocznej Zjavie miała miejsce premiera polskiej wersji systemu Metamorphosis Alpha. Przetłumaczone wydanie powstało dzięki fanowskiemu (czyt. niekomercyjnemu) wysiłkowi ekipy K6 trolli. Metamorphosis Alpha to pierwsza na świecie gra fabularna w klimatach SF, stworzona przez Jamesa M. Warda i wydana przez TSR, a inspirowana nie czym innym, jak powieścią Briana W. Aldissa Non stop. Jej akcja rozgrywa się na dryfującym przez przestrzeń kosmiczną okręcie pokoleniowym. Kilkaset lat wcześniej statek uległ poważnej awarii i od tego czasu jego załoga oraz pasażerowie (a właściwie pewnie ich potomkowie…) cofnęli się w rozwoju cywilizacyjnym do poziomu ludów pierwotnych. Zagrałam jednostrzał poprowadzony w tym systemie i jeśli miałabym podsumować go jednym zdaniem, brzmiałoby ono: przyjemny dungeon crawler (spaceship crawler?) o nietypowym, pokręconym settingu.
Pokrótce o reszcie konwentu – w telegraficznym skrócie, bo jak zapewne sami wiecie, gry fabularne to dość czasożerne bestie. W tym roku w programie Zjavy pojawił się spory wybór prelekcji, które można ogólnie podzielić na cztery rodzaje: te poświęcone tematyce zombie i grze I Am Zombie (patrz wyżej), te prowadzone przez Ligę złych Mistrzów Gry, te dotyczące planszówek oraz wszelkie pozostałe – dyskusje niemal na każdy temat, nie tylko growe. Na osobnej hali zaś znajdował się games room otoczony stoiskami wystawców, czynny całą dobę.
Nie sposób przy okazji nie wspomnieć o w sumie dość zabawnej wtopie organizacyjnej: mianowicie w informatorze konwentowym zabrakło… właśnie RPG-ów. Nie znalazły się w nim opisy sesji ani tabelka z godzinami i miejscem poszczególnych gier. Wspomniano jedynie o punkcie RPG Info, o konkursie na najlepszego gracza „Gramy! Express” oraz o sesjach na życzenie ukrytych pod zbiorczą nazwą „Orient Express”. Na szczęście owo przeoczenie (bo zakładam, że to przeoczenie) okazało się w gruncie rzeczy nieszkodliwe i nie odbiło się negatywnie na samej organizacji bloku RPG-owego. We wspomnianym punkcie informacyjnym na ścianie wisiała cała potrzebna rozpiska, można było w każdej chwili podejść i sprawdzić: co, gdzie, u kogo i czy są jeszcze wolne miejsca.
Organizacja konwentu wymaga ogromnego nakładu pracy i czasu – i to czasu wolnego, bo przecież nikt nie zajmuje się tym zawodowo. Tym bardziej uważam, że ekipie Avangardy należą się wielkie brawa za przygotowanie Zjavy. Oczywiście nie wszystko odbyło się idealnie – niektórym salom programowych zdarzało się „wędrować”, dałoby się też chyba lepiej wykorzystać dostępną infrastrukturę. Brakowało mi knajpy konwentowej – miejsca, gdzie można by się dobrze bawić po wyjściu z punktów programu, posiedzieć i porozmawiać ze znajomymi, choć słyszałam, że po prostu w okolicy nie ma żadnego odpowiedniego lokalu. Tak czy inaczej, sporo rzeczy mogę pochwalić: gimnazjum nr 48 przy ulicy Deotymy to wygodna miejscówka na konwent, a wskazówki dojazdowe pozwoliły zlokalizować je bez trudności; duża, odnowiona sala gimnastyczna okazała się całkiem komfortowym sleep roomem; na terenie konwentu znajdował się food truck z dobrym jedzeniem i niezłymi cenami, a dla bardziej wybrednych organizatorzy załatwili 30% zniżki w nieodległej restauracji amerykańskiej. Organizatorzy wykazali się fantazją i poczuciem humoru, jeśli chodzi o wymóg przebierania butów na wejściu (przypominam, konwent odbywał się w normalnej szkole) – ogłosili konkurs na Złotego Laczka, czyli na najpiękniejsze, najbardziej unikatowe kapcie konwentowe. I drobny miły gest: z okazji dziesięciolecia działalności Avangardy każdy z uczestników został poczęstowany jubileuszowym pierniczkiem.
Na koniec zatem małe podsumowanie: w ciągu trzech dni przez imprezę przewinęło się prawie ośmiuset uczestników, którzy mogli wypożyczyć 547 planszówek i karcianek (jak się organizatorzy postarają, to może w przyszłym roku na każdego uczestnika przypadnie jedna gra). Rozegrano w sumie aż 63 sesje RPG i 13 larpów oraz wygłoszono 45 prelekcji. Ja sama wzięłam udział w czterech sesjach i poobserwowałam kawałek piątej (a gdzieś w „międzyczasie” załapałam się na pół prelekcji), co oznacza, że w jeden weekend wyrobiłam trochę więcej niż miesięczny limit. No to jak tu nie być zadowolonym z konwentu?
Wszystkie zdjęcia udostępniono za zgodą koordynatora konwentu, Weroniki „Mau” Rędziniak.
__________
1Często stylizowane jako „zjAva”.
2Oczywiście można tu wymienić szereg zjawisk przeciwnych, to znaczy konwentów poświęconych przede wszystkim grom RPG: Lajconik, Bebok i im podobne. Zjawisko jest skomplikowane, przesuwają się akcenty; niedawno w sieci pojawił się na ten temat felieton Piotra „Diabła” Skoroka, z którym z kolei polemizował Rafał Pośnik. Ale skoro wybuchają polemiki, to najwyraźniej i życie jeszcze się tli.
3Kiedy piszę te słowa, kampania w serwisie Wspieram.to, mająca na celu ufundowanie polskiego wydania systemu, wciąż trwa, choć wiele wskazuje, że nie zakończy się sukcesem. Ale szerzą się pogłoski, że Lynx Games ma jeszcze jakiś plan B…