Trolle – brzydkie, złośliwe, stare, człekokształtne stworzenia. Tak przynajmniej przedstawiano wygląd tych stworów w horrorach czy mitologiach, jak choćby nordyckiej. Ich wielkość okazywała się różna, niektóre były mniejsze od ludzi, inne znacząco przewyższały ich wzrostem. Aparycja potworów nie stanowiła jednak największego problemu, czasem to, co brzydkie, bywa przynajmniej dobre i pomocne, jednak nie w tym przypadku. W większość wizji trolle to złe potwory, które lubują się w krzywdzeniu przedstawicieli rodzaju ludzkiego. Sieją zniszczenie, postrach i nie pogardzą rarytasem w postaci upolowanego człowieka, albo, jak u Tolkiena, krasnoluda.
Zapomnijmy jednak o trollach z mitologii, baśni i filmów, zapomnijmy także o tym, że przeważnie były złe i brzydkie. Cofnijmy się trochę w czasie i przypomnijmy sobie małe zabaweczki gołych stworków z niezwykle barwnymi i długimi czuprynami. Tak, to też były trolle. I swego czasu świat ogarnął mały szał, jeśli chodzi o te figurki. Teraz moda na kolekcjonowanie włochatych stworków może powrócić, a wszystko za sprawą nowej bajki, która właśnie weszła na ekrany polskich kin.
Jak najlepiej spożytkować swój dzień? Dobrze się bawiąc, śpiewając, przytulając się, po prostu będąc szczęśliwym. Właśnie tak żyją trolle – w kolorowej bańce zabawy i swawoli, gdzie codziennie znajdzie się powód do świętowania. Niestety w jakimś momencie taka bańka musi przecież pęknąć. Sielankę trolli przerywają Begeni, lud brzydkich i bardzo nieszczęśliwych stworów. Oni także pragną radości, i znajdują sposób na jej zdobycie. I nie, nie przez tańce i zabawy, tylko przez żołądek, a dokładniej przez zjadanie trolli. Raz do roku Begeni organizują specjalne święto, którego główną atrakcję stanowią potrawki z małych długowłosych stworków. Król trolli nie będzie jednak w spokoju znosił losu, jaki zgotowano jego ludowi, on i jego poddani uciekają przed rzezią niewiniątek. I rozpoczynają nowe życie w nowym miejscu. I znowu zaczyna się sielanka i swawola, oczywiście znowu do czasu…
Trolle to kolejna z komputerowych animacji tryskających kolorem, gdzie bohaterowie, oczywiście mam tutaj na myśli tytułowych protagonistów, przypominają małe szczeniaczki, które nic tylko chciałoby się, niczym Elwirka z Looney Tunes, tulić, całować, głaskać i ściskać, a wszystko to zostaje okraszone rewelacyjną ścieżką dźwiękową. Aż chce się żyć! No może nie do końca.
Prawda jest taka, że po opuszczeniu sali kinowej widz może mieć pewne problemy z dostosowaniem się do rzeczywistości. Za dużo różu, za dużo słodkości, i o wiele za dużo brokatu. Chcecie sobie zaserwować pranie mózgu? Ta bajka świetnie się do tego nada!
Ale czy to, że produkcja ocieka kolorami i tak działa na odbiorcę, jest czymś złym? Niekoniecznie, w końcu to bajka, niegroźna historia o walce dobra ze złem, poszukiwaniu własnego ja i sile przyjaźni, a także muzyki. Trolle to typowa produkcja, której zadanie polega na dotarciu do młodego widza poprzez obrazy i nieskomplikowaną fabułę. A że przy okazji twórcy postanowili zbombardować nas kolorami i brokatem, tak, w recenzji będzie sporo o brokacie, sceny z udziałem tych świecących drobinek za bardzo utkwiły mi w pamięci, to już całkiem inna opowieść. Trolle są kolorowe, dlatego starano się do ich aparycji dodać odpowiednią historię, i brokat. Wiadomo, kiedy jest barwnie, musi być także wesoło. I takim oto sposobem otrzymaliśmy sporą liczbę naprawdę nietuzinkowych bohaterów, zarówno tych „dobrych”, jak i „złych”.
Fabularnie jest bardzo prosto, ale czego oczekiwać od bajki dla dzieci? Jasne, nie każda komputerowa animacja okazuje się tak banalna, jeśli chodzi o przedstawioną w niej historię, najwidoczniej w Trollach większy nacisk położono na ilość, a nie jakość. Aczkolwiek wątek zaczerpnięty z Hobbita oraz motyw z Kopciuszka okazały się bardzo ciekawe.
A ścieżka dźwiękowa… No właśnie, ta nieszczęsna ścieżka dźwiękowa. Problem w tym, że gdy mówimy o oryginalnej wersji produkcji, tej, gdzie głosy postaciom podkładają Anna Kendrick i Justin Timberlake, warstwa muzyczna to największy atut tej bajki. Wszelkie zachwyty nad ścieżką bledną, gdy udamy się do polskiego kina, w którym króluje dubbing. Oczywiście to nic dziwnego, w końcu nawet przygody marvelowskich superbohaterów można obejrzeć właśnie z dubbingiem, tylko czasami takie rozwiązanie okazuje się strzałem w stopę. I o ile nie mam nic do polskich dialogów, wystarczy przypomnieć sobie kultowe teksty bohaterów Shreka, o tyle do spolszczania zagranicznych piosenek już tak. W przypadku Trolli można było zachować oryginalną ścieżkę dźwiękową, okazałoby się to o wiele lepszym rozwiązaniem.
Trolle nie okazały się tak dobre jak można było się spodziewać. Prosta i bardzo przewidywalna historia może spodobać się młodszemu odbiorcy, ale ci starsi poczują się nią rozczarowani. A przecież w obecnych czasach komputerowe animacje nie są tylko produkowane z myślą o dzieciach, ale i pełnoletnich widzach.