Firstlife. Pierwsze życie nie jest debiutancką powieścią Geny Showalter, jej dorobek pisarski okazuje się całkiem spory. Polscy czytelnicy mogli zapoznać się chociażbyz jej serią Kroniki Białego Królika, czyli wariacją na temat przygód Alicji w Krainie Czarów. Wybór książek Showalter jest jednak o wiele obszerniejszy, w niektórych porusza tematykę miłosną, w innych stosuje mitologizację. Jedni zachwycają się jej literackimi osiągnięciami, drudzy wręcz przeciwnie – uważają, że utwory pisarki nie mają żadnej wartości.
Nigdy nie zetknęłam się z twórczością tej autorki, zawsze jednak musi nadejść ten pierwszy raz, prawda? Dobrym pretekstem, by sięgnąć po jakąś książkę Geny, okazała się polska premiera pierwszego tomu jej nowego cyklu Everlife , którego blurb bardzo mnie zaintrygował. Dodatkowym bonusem jest także okładka powieści, wprawdzie nie ocenia się utworu literackiego po jego obwolucie, jednak ta do Firstlife zafascynowała mnie na tyle, że postanowiłam przeczytać książkę. Niestety pierwsze zetknięcie z prozą Showalter nie okazało się dla mnie owocne – to, co jawiło się jako dobra powieść o nowych światach w ostatecznym rozrachunku można uznać za wielkie rozczarowanie.
Kiedy Tenley Lockwood była dzieckiem, marzyła, że swój los, tak jak rodzice, zwiąże z Miriadą. Jednak im bliżej pełnoletniości, tym bohaterka miała większe obiekcje.. W końcu dziadkowie Tenley wybrali Trojkę, matka także należała do tej grupy, zanim poznała miłość swojego życia i porzuciła nauki wpajane jej od dzieciństwa. Gdy protagonistka powiedziała swoim rodzicom o targających nią wątpliwościach, zwłaszcza tych związanych z pozostaniem Niezwerbowaną, bliscy postanowili umieścić ją w specjalnym ośrodku wychowawczym, w którym opiekunowie, za pomocą różnego rodzaju kar cielesnych i psychicznych, zmuszą dziewczynę do podpisania umowy z Miriadą.
Tenley pozostaje nieugięta. Nie chce podejmować decyzji, jaka zaważy na całym jej życiu po śmierci na podstawie szczątkowych informacji i pod presją. Nie wie jednak, że Miriada zrobi wszystko, by dołączyła do jej szeregów. Nie zawaha się przed użyciem odpowiednich środków – ośrodek wychowania to dopiero pierwszy etap nacisków na Lockwood. Czy dziewczyna złamie się pod wpływem tortur? Wybierze Miriadę, a może zdecyduje się na dołączenie do Trojki?
Tenley żyje w świecie, gdzie po Pierwszym Życiu, czyli tym „ziemskim”, na osoby, które wybrały grupę, do jakiej chcą przynależeć, Miriadę albo Trojkę, czeka o wiele lepsze Drugie Życie. Każdy zostaje postawiony przed faktem dokonania odpowiedniego wyboru. Oczywiście zarówno przedstawiciele Miriady, jak i Trojki mamią kandydata opowieściami o cudach, jakie czekają na niego po śmierci, gdy tylko ta przystąpi do ich grupy. Pieniądze, miłość, rodzina… Nie muszę chyba wspominać, że są to niezwykle piękne osoby, którym trudno powiedzieć „nie”.
Oczywiście istnieje jeszcze opcja numer trzy, jeśli chodzi o wybór tego, co się stanie z bohaterem po śmierci. Może nie podpisać umowy z żadną z grup i trafić do Wielu Końców, jednak ci, którzy wybrali ten wariant, nie kończą dobrze.
Firstlife okazało się jak do tej pory moim największym książkowym rozczarowaniem tego roku. Liczyłam na więcej, a otrzymałam ckliwy romans, który jest niezwykle sztampowy. Gdyby przynajmniej wątek miłosny został ciekawie poprowadzony, nie był tak nachalny i na siłę wciśnięty do fabuły, powoli się rozwijał… Jednak autorka postanowiła na siłę „uszczęśliwić” swoich czytelników, serwując im oklepane schematy znane z tanich romansideł – wybór Tenley (mam na myśli ten dotyczący obiektu westchnień) nie dziwi, wystarczy jedno spojrzenie na Killiana, by zakochała się po uszy. Wprawdzie później pisarka próbuje się jakoś zrehabilitować, skupiając się na charakterze bohatera, nie tylko na jego walorach zewnętrznych, niestety nie wypada to zbyt przekonująco. Prawda jest taka, że Tenley zakochała się w wyglądzie,, a Gena Showalter za dużo miejsca poświęciła rozważaniom protagonistki nad aparycją Killiana.
Za plus można poczytać niekonwencjonalne, jak na reguły panujące w romansach, podejście do sprawy trójkąta on-ona-on. Spodziewałam się kolejnej opowiastki o tym, jak to biedna bohaterka zakochuje się w dwóch przystojniakach i nie wie, do którego częściej wzdycha. Owszem, mamy tutaj motyw miłości do dwóch osób, jednak jedno uczucie jest czysto przyjacielskie.
W utworze Geny Showalter widać silne nawiązania biblijne. Walka Trojki i Miriady o podpis to nic innego jak starcie dobra i zła o ludzką duszę. Która grupa reprezentuje ciemność, a która jasność? Odpowiedź na to pytanie można znaleźć już na samym początku Firstlife, nie trzeba mocno wczytywać się w snutą przez autorkę historię, by zrozumieć, kto reprezentuje piekło, a kto niebo. Wprawdzie całą opowieść o sferach, czyli Miriadzie i Trojce, jest ciekawa, jednak cała ta miłosna otoczka i niezwykle denerwujący protagoniści sprawiają, że nawet ta oryginalność nie może pomóc tej pozycji. A szkoda, bo sama idea walki o ludzkie „dusze” zasługuje na uwagę.
Tenley niby jest silną osobą, przeszła bardzo wiele i to jej nie złamało, ale jej wybory pozostawiają wiele do życzenia. Do tego okazuje się niezwykle infantylna i momentami działa czytelnikowi na nerwy. Nie inaczej sprawa przedstawia się z Killianem – przystojniak jest płytki, nudny i niedopracowany. Dobrze, że w powieści pojawia się ktoś taki jak Archer, przynajmniej jeden bohater, którego nie zniszczyła autorka.
Firstlife to kiepska książka. Ciekawy wątek sfer i życia po śmierci został zniszczony przez słodko-gorzką opowiastkę o wielkiej i ckliwej miłości i płytkie postaci. Gdyby wykreślić momenty związane z motywami rodem z romansidła, wtedy całość okazałaby się na pewno o wiele bardziej zjadliwa. Gena Showalter powinna popracować nad jakością swoich utworów, widać, że ma pomysły na fabułę, ale niekoniecznie na bohaterów.
Kup audiobook „Firstlife. Pierwsze życie”