To miał być serial inny niż wszystkie dotychczas wyprodukowane obrazy czerpiące pomysły z komiksów stworzonych przez DC Comics. Tym razem producenci telewizyjnego projektu nie chcieli uraczyć widzów kolejną wariacją na temat przygód superherosów w obcisłych kostiumach władających hiper-super-mega mocami. Żadnego cofania się w czasie, epatowania siłą czy stawania w szranki z niebezpiecznymi antagonistami. Miało być lekko, przyjemnie, a przede wszystkim zabawnie.
Stacja NBC, widząc, jak dużą popularnością cieszą się superbohaterskie seriale, chciała wykorzystać pięć minut sławy zamaskowanych herosów i wypełnić niszę, której jeszcze tak bardzo nie wyeksploatowano. A gdyby tak zrobić produkcję, której głównymi bohaterami nie byliby nadludzie , tylko ci zwykli obywatele, nieposiadających żadnych mocy ani specjalnych umiejętności? Oczywiście superbohaterowie będą się w niej sporadycznie pojawiać, ale tylko jako tło, nawiązanie do komiksów DC, najbardziej liczą się bowiem normalni śmiertelnicy.
Zacny pomysł, nieprawdaż? Zwłaszcza że twórcy projektu mieli się skupić na tych zabawniejszych aspektach życia w świecie, w którym na każdym kroku czeka niebezpieczeństwo w postaci jakiegoś szaleńca obdarzonego mocami (nie mam tutaj na myśli superbohaterów, tylko ich przeciwników, choć ci pierwsi równie często doprowadzają do tragedii). W końcu zwykli ludzie nie mają łatwo – nie wiedzą, czy w pewnym momencie nie znajdą się w centrum walki Supermana z Generałem Zodem czy Flasha z jakimś innym speedsterem. I o ile ci niezwykli najprawdopodobniej przeżyją starcie z wrogami, o tyle pozbawiony supergenu przechodzień niekoniecznie.
NBC zdecydowało się opowiedzieć historię, której bohaterami nie będą zamaskowani mściciele. Tak oto powstał serial Powerless, który miał zaprezentować widzom trochę inne podejście do superbohaterskiej tematyki. Plany były całkiem sensowne, wizja kusząca, jednak w pewnym momencie coś, o czym napiszę niżej, poszło nie tak i projekt został zdjęty z ramówki NBC przed czasem. Nie wyświetlono wszystkich odcinków serialu, a to już prosta droga w kierunku jego anulowania . Wprawdzie obecnie, w chwili, gdy piszę to podsumowanie, stacja nie wydała jeszcze oficjalnego oświadczenia, w którym potwierdza, że kolejne epizody Powerless nie ujrzą już światła dziennego, jednak prawda jest taka, że jeżeli ktoś zdejmuje produkcję przed wyemitowaniem jej wszystkich odcinków, przyszłość takiego projektu nie rysuje się w jasnych barwach.
Zacznijmy jednak od początku, czyli od fabuły. Jak już wspominałam, bohaterami Powerless są zwykli ludzie. Choć może nie do końca znowu tacy zwykli, po prostu nieposiadający supermocy. Pracują jednak w Wayne Security, więc nie są to przypadkowi przechodnie. Jak łatwo się domyślić, firma Wayne ma coś wspólnego z Człowiekiem Nietoperzem. Pieczę nad jednym z jej działów sprawuje bowiem kuzyn Bruce’a Wayne’a – Van Wayne. Niestety zamiast przynosić zyski, ekipa pracowników bohatera ponosi same porażki. Ich zadanie polega na wynajdywaniu urządzeń i gadżetów, które mają polepszyć życie szarym ludziom, którym przyszło egzystować w świecie pełnym superbohaterów.
Każdy nowy pomysł okazuje się jednak fiaskiem. Właśnie dlatego Van zatrudnia nową szefową działu wynalazków, Emily Locke, która ma wstrząsnąć swoimi pracownikami i zmobilizować ich do stania się bardziej konstruktywnymi i przede wszystkim chętnymi do współpracy. A zadanie nie będzie łatwe, patrząc na indywidua, z jakimi protagonistka musi sobie poradzić. Czy Emily uda się uratować dział Wayne Security przed zamknięciem?
Odpowiedź na to pytanie nie jest tajemnicą, skoro powstało kilka odcinków Powerless, może to oznaczać tylko jedno. I rzeczywiście mamy kilka epizodów, które kręcą się wokół nowych wynalazków ekipy, jak choćby ognioodpornego etui na telefon komórkowy czy ochronnego parasola – w końcu z nieba może spaść nie tylko deszcz czy śnieg, ale i kamienie albo kawałki elewacji budynków. Szkoda tylko, że tych bardziej twórczych odcinków, czyli poświęconych właśnie wymyślaniu kolejnych gadżetów, było tak mało.
Większa część akcji skupia się bowiem na postaciach – ich relacjach, zachowaniach, problemach i charakterach. Nie powiem – bohaterowie są całkiem… specyficzni, jednak trudno nazwać ich ciekawymi czy dobrze wykreowanymi. Mają być zabawni i przez większość serialu tacy są. Ale czy samo bycie śmiesznym rzeczywiście wystarczy? Niekoniecznie. Współczesny widz potrzebuje czegoś więcej – protagoniści muszą się jakoś wyróżniać, mieć w sobie to „coś”, co sprawi, że zostaną zapamiętani. W Powerless zabrakło nawet tego.
Grana przez Vanessę Hudgens, tak, tę aktorkę z High School Musical, Emily Locke jest najbarwniejszą personą tego show. Przechodzi małe przemiany, jest także siłą napędową wielu wydarzeń. Jednak na dłuższą metę widz ma prawo się nią zmęczyć. Bohaterka okazuje się za kochana, za słodka, za idealna. Za dużo tego „za”, nie sądzicie? Ja wiem, że to komedia, wiem też, iż Vanessa całkiem dobrze radzi sobie w śmiesznych filmach, ale tutaj ta cukierkowość wcale nie była zabawna, miejscami denerwowała. Za dużo, zdecydowanie za dużo..
Dobrze, że w produkcji pojawia się grany przez Alana Tudyka Van Wayne. To najlepiej wykreowana postać w całym serialu – nieco głupkowaty i zadufany w sobie bogacz, który pozjadał wszystkie rozumy. Ale jest zabawny, wiarygodny i przede wszystkim nie został przekombinowany. Z jednej strony widz go nienawidzi, a z drugiej pragnie więcej scen z jego udziałem. Jego konwersacje z Jackie – w tej roli Christina Kirk – to prawdziwy majstersztyk obrazu.
Niestety kreacja reszty ekipy pozostawia wiele do życzenia. Tak naprawdę trójki bohaterów, czyli Teddy’ego, Rona i Wendy, mogłoby nie być. No dobrze, może nie tyle nie być, bo przecież czasem robią coś, co napędza akcję, ale na tym kończy się ich rola. Ani się nie wyróżniają, ani nie przekonują do siebie widza, ani nie rozśmieszają. Są nijacy, źle napisani i bardzo szybko zapomina się o tym, że w ogóle pojawiają się w tej produkcji. Bohaterowie-zapychacze, nic poza tym.
Relacje protagonistów także są dziwne – i nie mam tutaj na myśli „komediowo dziwne”. Twórcy najwyraźniej chcieli, by odbiorcy śmiali się za każdym razem, gdy Emily zostaje odepchnięta przez resztę, wykluczona z kręgu.. Pracownicy, którzy traktują swoją szefową jak popychadło? Zabawne? Niekoniecznie. Dlatego jedyną naprawdę dobrze nakreśloną relacją jest ta pomiędzy Jackie a Vanem, reszta powiązań między postaciami nie została tak dobrze przemyślana.
Mamy więc nudne relacje postaci, nudne postaci, a przynajmniej większość, niewykorzystany potencjał tkwiący w wątku wymyślania gadżetów zabezpieczających przed skutkami ubocznymi chronienia planety przez superbohaterów – krok po kroku dochodzimy do rozwiązania tajemnicy kryjącej się za ściągnięciem Powerless z anteny.
Muszę jednak oddać produkcji sprawiedliwość – było kilka epizodów, które mi się spodobały. Jak choćby ten o miłości Emily. Bohaterka spotkała w barze podczas babskiego wypadu idealnego faceta. Zaczęła się z nim spotykać, snuć plany o dalszej przyszłości… Bardzo szybko okazało się jednak, że Pan Idealny wcale nie jest taki idealny. Ukochany Emily był tak naprawdę zbirem do wynajęcia, robił wszystko, czego chcieli przeciwnicy superbohaterów, taki człowiek od mokrej roboty. A że protagonistka pracuje akurat w Wayne Security… Doskonale wiecie, czym to pachnie, prawda? Albo odcinek o tym, jak Van traci bardzo ważnego klienta i Emily robi wszystko, by pozyskać nowego. Ten epizod był bardzo zabawny i trzymał wysoki poziom.
Niestety takich perełek nie mamy w Powerless za wiele. Reszta odcinków to dość nudne historyjki poprzetykane zabawnymi epizodami czy wypowiedziami. Producenci mieli wizję, ten serial naprawdę mógł okazać się czymś ciekawym, ale podążyli w złym kierunku, przez co obraz rozczarował. Już pilot pozostawiał wiele do życzenia: jeżeli widziały go osoby, które oceniają produkcję po jej pierwszym odcinku, nic dziwnego, że oglądalność była tak niska.
Żałuję, że Powerless nie okazali się bardziej power. Może trzeba było lepiej przeprowadzić casting na odtwórców niektórych postaci, ciekawiej je wykreować, pomyśleć nad fabułą? Przecież fakt, że mamy do czynienia z komediową produkcją, wcale nie oznacza, że musi być miałko i nieciekawie. Powinno być zabawnie, jednak nawet tego zabrakło w tej produkcji, kilka śmiesznych dialogów i scen nie gwarantuje bowiem sukcesu.
Nie dziwię się, że serial został ściągnięty z ramówki amerykańskiej stacji, nie miał potencjału. Dziwię się natomiast, że po pierwszym odcinku właściciele NBC dali twórcom obrazu zielonego światła na nakręcenie kolejnych epizodów. Gdyby zmieniono niektóre rozwiązania, produkcja miałaby szansę zaistnieć w tym superbohaterskim światku, a tak przepadła i pozostawiła po sobie gorycz.