It’s all about vampires! Moroje, dampiry, strzygi… Co kto lubi. I choć jest to typowe pozycja, zarówno film, jak i książka, przy której wyłącza się wszelkie procesy związane z myśleniem i po prostu czyta, albo ogląda, o perypetiach bohaterów, to jednak Akademia wampirów ma coś w sobie. Całkiem spore coś, skoro zdobyła, mowa oczywiście o książce, popularność na całym świecie. Powstał nawet jej spin-off – Kroniki krwi. Ekranizacja powieści nie spotkała się jednak z takim zachwytem, nie powstały jej kolejne części. Dlaczego? Oto niezwykle ważne pytanie, zwłaszcza że adaptacja nie należała do najgorszych, po prostu zabrakło większego wkładu finansowego, który jakoś „podrasowałby” wizualnie tę historię.
Runda 1: Jak to z tą fabułą jest
Fabuła jest bardzo prosta. Mamy dwie uciekinierki: Rose i Lissę, które po miesiącach ukrywania się zostają w końcu odnalezione i sprowadzone do… szkoły. Tak, dobrze widzicie, protagonistkami są dwie nastolatki, a dokładniej dwie wampirzyce. Jedna może nawet zostać przyszłą królową krwiopijców, a druga najlepszym wojownikiem. Ich plan trzymania się z daleka od szkoły wampirów nie idzie tak jak sobie to dziewczyny wymarzyły, po załapaniu obie wracają do placówki, gdzie mają się dalej kształcić. Niby niewielka kara za ucieczkę, ale sama eskapada nie była oznaką buntu, tylko próbą wiedzenia normalnego życia. Oczywiście w przybytku, do którego wróciły, musi czekać na Rose i Lissę coś złego, bo przecież życie literackich, i filmowych, bohaterów nie może być łatwe i przyjemne. Jak widzicie, fabuła, zarówno filmu, jak i książki, nie jest specjalnie skomplikowana. Odkrycie złych także nie nastręczy odbiorcom zbytnich kłopotów. Ale…
Tak, jest jedno „ale”. Mimo swojej prostoty i niewielkiego skomplikowania, książkę chce się czytać, a film oglądać. Wszystko przez bohaterów.
Prawdą jest, ze jeśli chodzi o fabułę, książka okazuje się o wiele lepiej napisana niż film nakręcony. Prawdą jest także, iż warto znać papierowy pierwowzór przed obejrzeniem jego ekranizacji. Ewentualnie przeczytać powieść po zapoznaniu się z adaptacją Akademii wampirów. Dlaczego? Z powodu dziur i kilku niejasności. Są w filmie momenty, kiedy widz zastanawia się, co tak naprawdę się dzieje i z jakiego powodu jest tak a nie inaczej. Powieść rozwija i wyjaśnia każdy wątek, czego nie można napisać o filmie.
Do tego wszystkiego dochodzą bardzo kulawe dialogi bohaterów, niektóre nie trzymają się kupy. Czytając powieść, odbiorca nie ma wrażenia, że rozmowy postaci są wymuszone, bez sensu, wprowadzone tylko po to, by ktoś coś powiedział. W ekranizacji zdarza się kilka takich momentów.
Starcie na fabułę wygrywa w tym przypadku książka.
Runda 2: Polubić czy nie, czyli o bohaterach słów kilka
Przejdźmy do siły napędowej zarówno papierowej Akademii wampirów, jak i tej z dużego ekranu, czyli protagonistów. Antagonistów zostawmy w spokoju, bo są do bólu typowi, ich przesłanki nie okazały się niczym nowym, a przewidzenie, kto stoi za czynieniem zła, nie wymagało zdolności detektywistycznych Holmesa.
Mead stworzyła bardzo ciekawe postaci głównych bohaterów. I nawet nie chodzi o to, że są wampirami, jedni to wojownicy, a drudzy mają moc kontrolowania poszczególnego żywiołu. Chodzi o to, że bohaterowie nie są jednowymiarowi, żadnemu z charakterów nie da się zarzucić nijakości i przeciętności. Nawet postaci drugo- lub trzecioplanowe są wyraziste i da się je zapamiętać.
Nie inaczej jest w filmie. Doskonale dobrano aktorki i aktorów, którzy mają się wcielić w poszczególnych bohaterów. A prym wśród wszystkich wiedzie urocza Zoey Deutch. Rose w jej wykonaniu to strzał w dziesiątkę – aktorka urodziła się do grania postaci silnych dziewczyn, które wiedzą, czego chcą, i jak to zdobyć. Do tego należy dodać niewątpliwy czar postaci, w jaką wcieliła się aktorka i jej dość specyficzne podejście do innych.
Mead wykreowała postaci, które zjednały sobie sympatię czytelników na całym świecie. Te filmowe charaktery to idealne kopie książkowych, więc w tym przypadku mamy remis.
Runda 3: O wadach i zaletach
Powieści młodzieżowe to specyficzny gatunek. Wprawdzie nie można powiedzieć, że każde dziwne rozwiązanie znajdzie w nich zastosowanie, zwłaszcza w przypadku fantastyki, jednak większość pozycji należących do tego gatunku nie powala oryginalnością czy nawet jakąś większą głębią. I tak, Akademia wampirów to lekkie czytadło, którego zadaniem jest zrelaksowanie odbiorcy. Film zresztą także ma służyć czysto rozrywkowemu aspektowi ludzkiego życia.
W przypadku obu tych rzeczy nie należy spodziewać się czegoś, co można uznać za literaturę wysoką. Ale nie o to przecież tutaj chodzi. Wątek miłosny, walka dobra ze złem, odkrywanie swoich własnych możliwości i piękna przyjaźń – te elementy pojawiają się w wielu pozycjach. Mead potrafiła jednak znaleźć dla nich zastosowanie w swoim utworze i wszystko połączyć tak, by nie wyszedł z tego kolejny Zmierzch.
Naiwność jednak pozostaje – Akademia wampirów, nieważne czy film, czy książka, spodoba się więc określonej grupie czytelników. Od tych pozycji nie należy oczekiwać za wiele. Niemniej powieść okazała się lepiej napisana niż film nakręcony. A wszystko przez budżet.
Spójrzmy prawdzie w oczy, wszelkie filmy z demonami, wampirami i innymi fantastycznymi stworami w tle, gdzie walka stanowi chleb powszedni wymagają przygotowania i nakładu. Jasne, widać, że aktorzy odbyli kilka treningów, by ich postaci potrafiły kopać tyłki, i robiły to w przekonujący sposób. Jednak nie dostaliśmy scen walki, które zapierałyby dech w piersiach. Ot, ja cię kopnę, ty sobie upadniesz, czasem ty mi oddasz i wszyscy będziemy szczęśliwi. Otóż nie, nie wszyscy. Bo widz potrzebuje czegoś więcej. W powieści sceny walk były bardziej rozbudowane, nie mamy ich wiele, przynajmniej nie w pierwszym tomie, ale są ciekawsze niż te z kinowej produkcji.
To samo tyczy się efektów specjalnych i dodatków w postaci strojów czy miejsc, gdzie rozgrywa się akcja. Tych pierwszych w produkcji jak na lekarstwo, przecież pokazanie wampira nie wymaga zbytniego nakładu prac, wystarczy mu dać kły i już wiadomo, kim jest dana postać. Jedynie ścieżka dźwiękowa i jej dobór plasują się wysoko.
Runda 4: Podsumowanie
Jeżeli chodzi o zdecydowanie książka czy film, starcie wygrywa papierowa wersja. Kinowa produkcja nie była zła, okazała się dobrą ekranizacją, po prostu nie włożono w nią tyle wysiłku, co trzeba. Sam dobór odpowiednich aktorów, humor oraz ścieżka dźwiękowa nie wystarczą. Nie przy widocznym niskim budżecie, kulawych dialogach i sporej ilości dziur w fabule.
Trudno nazwać adaptację Akademii wampirów złą. Jest wierna książkom, pomija niewiele szczegółów nich opisanych, tutaj w grę wchodzi zupełnie co innego – podejście do filmu. Małym nakładem nie osiągnęło się za wiele, i właśnie to nie spodobało się fanom serii – to pójście na łatwiznę. Film miał bowiem potencjał i sprawdza się jako ekranizacja, ale tylko w tego słowa znaczeniu.