Falkon to już nie tylko zlot fanów szeroko pojętej fantastyki. W tym roku hasłem przewodnim był slogan „Zostań herosem Falkonu”. Celem imprezy, poza dobrą zabawą i spędzeniem weekendu z ludźmi o podobnych zainteresowaniach, jest natomiast szerzenie profesjonalnej wiedzy fantastycznej. Atrakcji było tak dużo, że niejednokrotnie żałowałam, iż nie mogę się w żaden sposób rozszczepić. Standardowo można wybrać spośród uczestnictwa w panelach dyskusyjnych, prelekcjach, spotkaniach z autorami, robieniu zakupów w hali targowej oraz udaniu się do Games Roomu, by dzięki współpracy z Cytadelą Suriusza wypożyczyć jakąś planszówkę, karciankę czy grę bitewną. Oczywiście w pobliskiej szkole odbywały się larpy i sesje RPG.
Do największych plusów tegorocznej edycji w pierwszej kolejności należy wydanie antologii konkursu Pióra Falkonu, w której znalazły się najlepsze opowiadania wysłane na przestrzeni lat. Rękawicę podnieśli również polscy mistrzowie gatunku, co tylko zwiększyło walory zbioru. Dobrą informacją jest fakt, że to dopiero pierwsza odsłona serii. Fabryka Słów zdecydowanie stanęła na wysokości zadania, dając na swoim stoisku dwudziestopięcioprocentowy rabat. Dodatkowo można było zakupić wiele pozycji w cenie promocyjnej, tzn. dziesięciu złotych.
Na plus wypadło również przeniesienie tak zwanej Strefy Gastro, czyli miejsca, w którym można kupić i zjeść ciepły posiłek, do osobnego namiotu. Dzięki temu w tym roku mogło przyjechać więcej wystawców (według festiwalowego informatora byli tam np. goście z Japonii!), a i ścisk w alejkach został skutecznie wyeliminowany. Dodatkowo na przestrzeni lat znacznie podniósł się poziom organizacji i realizacji konkursów. Oczywiście analogicznie musiał wzrosnąć poziom trudności. Uważam, że to dobrze, bo dzięki temu rzadziej występują kłótnie czy dogrywki.
Uwielbiam Falkon przede wszystkim za atmosferę, która wbrew rozrostowi festiwalu, jest dość kameralna. Zdecydowanie wielkość Targów Lublin nie przytłacza tak jak dzieje się to w przypadku Targów Poznań podczas Pyrkonu.
Nigdy wcześniej nie zajmowałam się kwestią cosplayów. W tym roku jednak w oczy rzuciła mi się mnogość dziewczyn przebranych za Harley Queen. Naliczyłam ich aż dwanaście! Kto wie, możliwe, że jakaś mi umknęła. Na całe szczęście niektóre panie podeszły do kwestii kreatywnie i nie decydowały się na przebrania takie, jakie mogliśmy zobaczyć w Suicide Squad. Moją ulubienicą została gotycka Harley (jeśli to czytasz, pozdrawiam serdecznie).
Jak co roku, wielkie brawa należą się organizatorom i wolontariuszom, którzy powinni zostać ozłoceni za swoją cierpliwość. Na dyżurach autorskich udało mi się złapać Jarosława Grzędowicza, Annę Lange, Marcina Przybyłka oraz Beatę „Ari” Smugaj (twórczynię komiksu internetowego Lisie Sprawy) i Katarzynę „Kiciputek” Babis (lubelską ilustratorkę i rysowniczkę komiksów). Pan Jarek zdradził mi, że jego najnowsza, osadzona w realiach cyberpunka, książka wyjdzie na początku roku. Informacji, które udało mi się wyciągnąć od Anny Lage, nie chcę zdradzać, bo myślę, że byłby to zbyt duży spoiler, ale z czystym sumieniem uchylę rąbka tajemnicy i napiszę, że druga część Clovisa LaFay jest w trakcie pisania. Niestety z racji na fakt, że czasem trzeba spać, a i jeść by się przydało, nie udało mi się spotkać z Mają Lidią Kossakowską.
Moim osobistym falkonowym sukcesem jest skompletowanie trylogii Dominium Solarne autorstwa Tomasza Kołodziejczaka. Pierwszy tom serii to już biały kruk, a o reedycji nic nie słychać. Z radości skakałam też, kiedy za całe dziesięć złotych dorwałam Więzy Krwi Mai Lidii Kossakowskiej czy drugi tom Wilkozaków Rafała Dębskiego. Warto zatem odwiedzać konwenty, chociażby po to, by kupić książki w promocyjnych cenach. Na Falkonie uczestnik może nie tylko wydać pieniądze na fandomowe gadżety czy uczestniczyć w dyskusji na temat swoich ulubionych serii. Może też dowiedzieć się o historii i kulturze Lubelszczyzny. Prelekcje i panele dyskusyjne to zdecydowanie najciekawszy punkt programu, każdy znajdzie tam coś dla siebie.