Imię to oczywiście nieprzypadkowe, mimo że tylko jedno z wielu, jakie nosi główna bohaterka. Każdy, kto chociaż mgliście kojarzy kulturę lat 90., natychmiast przypomni sobie film Luki Bessona i powstały na jego motywach serial. Nikita Jadowskiej utrzymuje się z zabijania – na zlecenie zarówno Zakonu Cieni, jak i mniej oficjalnych klientów. Rodziców ma nie do pozazdroszczenia: Matkę Przełożoną wspomnianej organizacji oraz potężnego czarodzieja-psychopatę. Podpowiem: żadne z nich nie nauczyło córeczki, co oznaczają miłość, zaufanie i bezpieczeństwo.
Los (a właściwie: Matka Przełożona) stawia na drodze Nikity sympatycznego, prostodusznego Robina. Mężczyzna ma zostać jej partnerem w pracy – i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że główna bohaterka zdobyła sobie pseudonim Modliszki, wytrwale mordując wszystkich poprzednich kandydatów. A ten, cóż – może i wygląda naiwnie, ale swoje z pewnością ma za uszami. Bo jak inaczej wyjaśnić rażące nieścisłości w jego aktach czy tajemnicze moce, jakimi się posługuje?
Podstawową cechą Dziewczyny z Dzielnicy Cudów jest posępna, brutalna atmosfera. Akcja rozgrywa się w Warsie i Sawie, dwóch miastach przedzielonych rzeką, gdzie szaleją zmutowane wąpierze i wilkołaki, a ludzie muszą dodatkowo wzmacniać domy na wypadek pojawienia się magicznej „czkawki”. To trudna przeszłość „zwykłej” Warszawy sprawiła, że magia tego miejsca jest teraz chora i wypaczona. Wydarzenia raczej nie toczą się w prominentnych lokalach; Nikita znacznie częściej odwiedza podejrzane uliczki czy burdele. Kreślony przez Jadowską setting, naszpikowany po brzegi mroczną magią i krwiożerczymi potworami, kojarzy się z RPG-owym Światem Mroku – do tego stopnia, że można by o nim opowiadać ten sam dowcip: ilu zwykłych śmiertelników potrzeba do wymienienia żarówki? – wszystkich trzech.
Dziewczyna z Dzielnicy Cudów to pełna akcji, łatwa w odbiorze pozycja. Można by powiedzieć: zbyt łatwa. Mimo nasycenia świata magią i brutalnością, nadal dzieli się on na to, co czarne, i na to, co białe – po prostu białego jest tutaj mniej. Postaci są w większości jednowymiarowe – co na wierzchu, to i w środku. Nie zaskakują, choćby nie wiem jak skomplikowane wydawały się ich wątki. Opisy z kolei, choć stylistycznie w porządku, podają wszystkie informacje jak na tacy, co z czasem staje się nużące.
Co nie znaczy, że książka nie może się podobać. Z pewnością przypadnie do gustu fanom twórczości Jadowskiej – chociażby dlatego, że pojawiają się w niej liczne odniesienia do przygód Dory Wilk i seria ta wyraźnie łączy się z poprzednią. Pojawiają się też pomysły urozmaicające powieść, nawet jeśli nie całkowicie oryginalne – na przykład postać fotografa, którego zdjęcia wydobywają z ludzi i obiektów ich esencję.
Powiem szczerze, najtrudniej pisze się właśnie takie recenzje – kiedy powieść ani nie zachwyca, ani nie odrzuca. Bo choć to nie mój typ literatury, nie mogę powiedzieć, żeby całość czytało się źle. Na każdy argument in plus lub in minus znajdzie się natychmiast jakieś „ale…”. Mimo wszystko jednak Dziewczyna z Dzielnicy Cudów nie zachęciła mnie do dalszego sięgnięcia po twórczość Anety Jadowskiej.