I tutaj pojawiła się wielka niewiadoma – czy ten film sprosta coraz większym wymaganiom miłośników ekranizacji komiksów? Czy może okaże się kolejną Fantastyczną Czwórką, która pokazała, że można zniszczyć ciekawą historię? A może przygody Strange’a to będzie najlepszy film, jaki kiedykolwiek powstał, mowa oczywiście o tych opartych na komiksach? Cóż, ani jedno, ani drugie.
Doktor Strange wiedzie sobie spokojny i szczęśliwy żywot. Ma dobrze płatną pracę, w której może się rozwijać, pomaga ludziom, wprawdzie nie wszystkim, tylko, niczym Dotor House, beznadziejnym przypadkom, ale cóż poradzić na to, że lubi wyzwania, szacunek wśród współpracowników, choć nie ich sympatię. Wszystko jednak zmienia się, gdy ulega poważnemu wypadkowi. Traci sprawność w rękach, nie jest w stanie sam utrzymać widelca w dłoni, a co dopiero skalpela. Jego życia wywraca się do góry nogami, nawet najbardziej innowacyjne metody leczenia nie przynoszą skutków. Jego ostatnią deską ratunku jest Kamar-Taj, samotnia, w której podobno dokonują cudów. Bohater udaje się do tego miejsca, jednak odnajduje tam więcej niż się spodziewał.
Doktor Strange to film inny niż wszystkie dotychczas powstałe oparte na komiksach Marvela. Nie tylko dlatego, że trudno tutaj dosłownie mówić o superbohaterze, w końcu to magia i wiara w jednym, a bohaterowi bliżej do czarodzieja niż takiego herosa jak Kapitan Ameryka, ale również z powodu sposobu przedstawienia opowieści. Owszem, cały czas mamy do czynienia z typowym dla Marvela efekciarstwem, ale nie tylko to buduje tę produkcję.
Stephen Strange jest niedowiarkiem, wierzy tylko w to, co widzi, w to, co wie. Pamiętacie może Romantyczność Adama Mickiewicza? Słynne: Czucie i wiara silniej mówi do mnie / Niż mędrca szkiełko i oko? Strange reprezentuje, przynajmniej na początku, racjonalizm – wszystko, co zbadane, jest prawdziwe. Twórcy pokazują jego przeobrażenie, jak zmienia się pod wpływem spotkania z czymś niewytłumaczalnym, chciałoby się rzec – irracjonalnym.
Przy okazji tej metamorfozy, zarówno duchowej, jak i zewnętrznej, bo i zmiana wyglądu idzie w parze z tą duszy i wierzeń, widzimy także proces nauki i stawania się kimś innym niż zwykły człowiek, kimś więcej niż wybitny neurochirurg. I ta historia przemiany wciąga, okazuje się przemyślana, logiczna i odbiorca nie ma wrażenia, że ten upgrade był wymuszony i niespójny.
Do tego dochodzi warstwa wizualna produkcji – Dokrot Strange to po prostu piękny film. I nie chodzi tutaj tylko o widoczki, jak choćby wtedy, kiedy bohater zostaje przeniesiony na Mount Everest, ale o wizję miast, Londynu, Nowego Jorku, Honk Kongu, oraz o twory powstałe za pomocą efektów komputerowych. Trzeba jednak przyznać, że niektóre rozwiązania są bardzo abstrakcyjne – jak choćby pierwsze zetknięcie protagonisty z inną płaszczyzną. To może wywołać lekki zawrót głowy. I nie każdemu takie rozwiązania przypadną do gustu. W pewnym momencie widz może poczuć się przytłoczony barwami i dziwami pokazanymi na ekranie.
Benedict Cumberbatch okazał się idealnym Strangem. Można było mieć pewne wątpliwości czy podoła tej roli, jednak po obejrzeniu filmu nasuwa się tylko jedno: on został stworzony do zagrania tej postaci. Jedyny problem, jeżeli chodzi o bohaterów i aktorów, pojawia się z wykreowaną przez Rachel McAdams Christine. Prawda jest taka, że równie dobrze mogłoby nie być tej postaci. Odbiorca ma wrażenie, jakby została ona dodana, bo Strange musi kogoś darzyć jakimś uczuciem, kogoś innego niż on sam.
W produkcji nie zabrakło także tego, co w filmach Marvela najlepsze – humoru. Tak, niektóre sceny okazują się małymi perełkami, a postać bibliotekarza to taki Groot Doktora Strange’a, minus drewno, plus Beyonce. A płaszcza protagonisty… Ta część ubrania może dorównać miłości, jaką darzy się tarczę Kapitana Ameryki czy młot Thora.
Doktor Strange nie rozczarowuje. To dobra rozrywka, a nawet więcej, bo tym razem mamy sporo odniesień do filozofii, religii i poglądów z różnych epok. Wprawdzie są sceny, kiedy twórcy zbytnio przekombinowali, ale widać, że taki był ich zamysł – chcieli przytłoczyć widza. Nic tylko czekać na kolejne przygody Strange’a.