Kolejną cegiełkę dodano w styczniu tego roku, kiedy miały swoją premierę pierwszy i drugi epizod nowości tej amerykańskiej stacji – serialu Beyond. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, iż ten obraz okaże się dobry. Świadczył o tym także fakt, że po emisji kilku pierwszych odcinków Freeform ogłosiło, że powstanie drugi sezon produkcji. Nie mieliśmy z czymś takim do czynienia ani w przypadku Shadowhunters – tutaj przyszło trochę czekać na informację dotyczącą dalszego losu projektu – ani Stitchers(podejmowanie decyzje odnośnie do sytuacji tego serialu trwało bardzo długo).
Beyond miało wysoką oglądalność, dlatego postanowiono kontynuować zabawę w tym świecie. I rzeczywiście, po obejrzeniu pierwszych dwóch odcinków wydawało się, że ta decyzja miała sens. Niestety tak ważkie ustalenia powinno się jednak podejmować, gdy zakończy się cały sezon, albo przynajmniej pod jego koniec, z prostej przyczyny – później wcale nie musi być kolorowo. W przypadku tego serialu, przynajmniej według mnie, podjęto przedwczesną decyzję. Dlaczego?
Zacznijmy może od najważniejszego, czyli od tego, czego dotyczy obraz . Wyobraźcie sobie, że pewnego dnia zapadacie w śpiączkę. Może nie dzieje się to nagle, bo jest konsekwencją pewnych czynów, niemniej usypiacie. I to nie na chwilę, tylko na dwanaście lat. Tyle właśnie przebywał w śpiączce protagonista Beyond – Holden. Nic nie wskazywało na to, że kiedykolwiek się obudzi. Aż pewnego dnia otwiera oczy. Co ciekawsze, po tak długim uśpieniu mózg i ciało człowieka mogą przejść nieodwracalne zmiany, jednak w tym przypadku nic takiego nie ma miejsca. Lekarze się dziwią, dla niektórych zakrawa to na cud, rodzice Holdena są szczęśliwi, a protagonista… cóż, musi dojść do ładu z samym sobą i wszelkimi zmianami, jakie zaszły w ciągu ostatnich dwunastu lat.
Gdyby tego było wam jeszcze mało, wspomnę o jednym drobnym fakcie – z ciałem i mózgiem bohatera nic się nie stało, ale pojawiła się pewna malutka zmiana. Holden zyskał niezwykłe moce; może wyrwać drzewo, gdy uderzy w asfalt, ten się rozleci, potrafi popchnąć człowieka na sporą odległość… Jego możliwości nie mają granic. Skąd się wzięły? Holden próbuje odnaleźć odpowiedź na to pytanie. Ale nie tylko na nie. Okazuje się bowiem, że gdy zapadł w śpiączkę, znalazł się w zupełnie innym świecie, poznał nowych ludzi i zyskał nowe możliwości.
Brzmi ciekawie, prawda? I rzeczywiście pomysł na fabułę był dobry. Zwłaszcza, że momentami przypominała ona wydarzenia z Matrixa, jak choćby wątek maszyny, która pozwala na wkroczenie do innego świata. Niestety inwencji wystarczyło tylko na rozpoczęcie i zakończenie pierwszego sezonu, natomiast wszystkie epizody pomiędzy pierwszym/drugim i ostatnim są zwykłymi zapychaczami. Wnoszą coś do fabuły, ale są niemiłosiernie nudne, dłużą się i pokazują, że twórcy nie do końca przemyśleli swoją wizję.
Historia jest do bólu przewidywalna. Mamy bohatera, który budzi się ze śpiączki, dysponuje nadzwyczajnymi mocami i jest zagubiony. Pewnego dnia spotyka w sklepie dziewczynę, która pisze mu na ręce Jesteś w niebezpieczeństwie. Nie ufaj nikomu, do tego okazuje się, że go zna. A skąd? Z drugiego świata( tak zaczęłam nazywać ten, do jakiego protagonista trafił po zapadnięciu w śpiączkę). I zaczynają się pościgi, pojawiają się źli, którzy z jakiegoś powodu chcą dorwać bohatera. I przez większość epizodów gonią Holdena, on przed nimi ucieka, oni znowu go gonią, ten ucieka… I tak ciągle. W pewnym momencie chciałam, żeby to kółeczko ucieczek i pościgów się wreszcie skończyło. W końcu ile można?
Moje prośby zostały wreszcie wysłuchane, przynajmniej na chwilę, w ostatnim epizodzie. I właśnie wtedy najwięcej się stało, twórcy odpowiedzieli na sporo pytań, jak choćby kto i dlaczego ściga Holdena. I te wszystkie wyjaśnienia mają jakieś prawo bytu, ale wplątywanie we wszystko religii, wiary i motywu nieba nie do końca mnie przekonuje. Jeszcze chwila, a w drugim sezonie twórcy zaserwują nam anioły, teraz było ich stać tylko na dementoropodobne złe istoty.
Jak widać, pomysł był, ale w ostatecznym rozrachunku nie poprowadzono go we właściwą stronę. Jeżeli w serialu składającym się z dziesięciu epizodów zaledwie trzy zasługują na uwagę, nasuwa się tylko jeden wniosek – Beyond nie jest tak dobry, jak mógł być.
Może to kwestia budżetu, może samego podejścia, twórcy zachłysnęli się sukcesem pierwszych odcinków i wydajność im spadła, może złego scenariusza… Na pewno sporą winę ponosi kreacja bohaterów. Beyond to serial młodzieżowy, jednak nawet w nim postaci nie powinny być tak nijakie, bez wyrazu, tak proste.
Główny bohater ma prawo na początku zachowywać się niczym maszyna – akcja, reakcja, przyswojenie, wykonanie zadania. Jednak kiedy już się oswoi ze swoją nową rzeczywistością, powinna zajść w nim jakaś przemiana, pojawić się jakaś iskierka, powinien zacząć żyć. Może nie normalnie, bo z takimi mocami i gromadką złych na karku nie jest to do końca realne, ale należałoby wykrzesać z siebie jakiekolwiek większe emocje. Tymczasem Holden cały czas jest taki sam – bez wyrazu. Snuje się, ma minę cierpiętnika, jeden i ten sam wyraz twarzy – coś jak Kristen Stewart w Zmierzchu– i bardzo daleko mu do racjonalnego zachowania. Nie wymagam od tej postaci jakichś filozoficznych wynurzeń czy skomplikowanego charakteru, po prostu chciałabym, żeby miał jakikolwiek charakter.
Obiekt jego uczuć, w sumie jeden z obiektów – kocha Willę, ale upojną noc spędza z Charlie, a na randki chodzi z jeszcze trzecią dziewczyną – także nie został dobrze wykreowany. Willa jest ładna, czasami nawet potrafi skorzystać z mózgu, jednak przez większość czasu snuje się z kąta w kąt i nie wie, czego chce od życia. Może poza powrotem do świata snów.
Czy w tym serialu jest choć jedna postać, która została dobrze napisana? Tak, choć tutaj „dobrze” to jednak za mocne słowo. Brat protagonisty, Luke, to bohater, którego da się lubić. Widać, że sytuacja, w jakiej się znalazł, nie jest dla niego łatwa, widać, że musi sobie poukładać wszystko na nowo, i widać jakieś emocje. Niestety jedna jaskółka wiosny nie czyni, a jeden bohater nie sprawi, że serial okaże się dobry.
Beyond to do bólu przewidywalny obraz. Większość wątków została dodana do fabuły na siłę, inne nie łączą się z główną linią fabularną, kolejne pojawiają się i znikają. Drugi świat mignie nam parę razy przed oczami, jednak nie do końca wiadomo, o co w nim chodzi, poza tym, że ma umożliwić spotkanie żywych z ich zmarłymi bliskimi (choć w ostateczności to też okazuje się kłamstwem). Trudno znaleźć choć jeden powód do oglądania tego serialu. Jeszcze trudniej odpowiedzieć na pytanie dlaczego powstanie kontynuacja Beyond. Może w drugim sezonie twórcy wstrzykną bohaterom większą dawkę charakteru? Może fabuła zacznie być spójna, a akcja trzymać w napięciu? Może widz przestanie się tak nudzić? Może…